Kolejny dramat do odhaczenia z cyklu "co się zdarzyło po 9/11". Bałam się, że nie obędzie się bez egzaltowanego patriotyzmu i eposu patosu, ale jednak. Debiutantowi Peterowi Sattlerowi udało się uchwycić problem Guantanamo z dwóch punktów widzenia: więźnia i strażnika, może nie obiektywnie, ale przekonywająco.
Szeregowa Amy Cole odbywa swoją pierwszą poważniejszą w życiu służbę od razu taplając się w głębokiej wodzie - służba w Guantanamo. Wokół psychoza ataków terrorystycznych, wojenna zawierucha, polityczna nagonka, ona sama, wokół buzujący testosteron. Cole ma prosty rozkaz - nie dopuścić do śmierci przetrzymywanych terrorystów. Jej praca jest prosta, monotonna i psychicznie wycieńczająca. By przetrwać w tym miejscu wytyczono dość proste procedury. Zero kontaktu z więźniem. Cole jednak nawiązuje kontakt z Alim. Początkowo chłodna relacja przeistacza się w pełną sympatii i współczucia więź.
Atutem tego obrazu jest ujęcie problemu z dwóch poziomów. Więźnia i klawisza. Sattler wprowadza nas w Guantanamo oczami pierwszaka. Przestraszonej strażniczki, wokół której szaleją kilogramy mięśni, nienawiści i niezrozumienia. Ona sama wpasowuje się w to miejsce. Zindoktrynowany, zastraszony żołnierz, który nie ma kwestionować, a wykonywać rozkazy. Punkt po punkcie obserwujemy jak jej blokada zaczyna się łamać, a oczom dochodzi widok dość smutny i moralnie niejednoznaczny. To co dostrzega nie ma bowiem wiele wspólnego z "prawdami", które wpoili jej przed służbą w Guantanamo. Więźniowie nieludzko traktowani, poniżani, brutalnie bici, wyzuci z resztek człowieczeństwa. Mimo to Settler nie broni podejrzanych. I im się dostaje. Za homofobię, za ślepą wiarę, za brak zaufania, bo i powodów ku temu nie dają.
CAMP X-RAY to obraz pozbawiony fajerwerków wręcz ascetyczny. Prosto prowadzona fabuła ma zadatki na potężny dramat psychologiczny. Dostrzegamy cierpienie ludzi zamkniętych w klatkach i osaczonych, jak zwierzęta. Widzimy bezradność tych, którzy chcą im pomóc będąc stłamszonymi okowami bezdusznej biurokracji. I w pewnym stopniu, niewielkim wprawdzie, możemy utożsamić się z ich bólem. Stanąć w ich butach i zrozumieć ich położenie. Nic bowiem w ich świecie nie jest czarno-białe.
Sattler stworzył film bardzo przemyślany i spójny. Fajnie ujęta problematyka, świetne zdjęcia i rewelacyjnie zespajająca treść i wizję ścieżka dźwiękowa. Ciekawie zagrała również Kristen Stewart, choć jej mimika naprawdę potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Stając jednak ponad własne słabości stwierdzić muszę, że rola szeregowej Cole fajnie jej wyszła. Cały film skradł jednak odgrywający rolę więźnia, znany z filmu ROZSTANIE, Peyman Moaadi.
Moja ocena: 7/10
Świetny blog. Dobrze czasem poczytać o naprawdę udanych produkcjach filmowych
OdpowiedzUsuńoglądałam ten film i nie bardzo rozumiem argumentu z homofobią - w którym fragmencie filmy podejrzani zachowują się homofobicznie? o_O
OdpowiedzUsuńTrudno mi odpowiedzieć na to pytanie szczegółowo. Film oglądałam kilka miesięcy temu i nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Ogólnikowo jedynie mogę odpowiedzieć, że homofobia wpisana jest w religię islamu bardzo mocno, czego mamy dowód na co dzień. Radykalni fundamentaliści już z samego założenia nimi są. Jak to się natomiast przejawiało w scenach... nie jestem w stanie na to pytanie teraz odpowiedzieć. Na udowodnienie tej tezy, polecam ciekawy artykuł http://www.dw.de/islam-i-homoseksualizm-albo-orientacja-seksualna-albo-religia/a-18091722
Usuń