Obawiałam się, że mój wczorajszy stan emocjonalnego rozrzewnienia mocno wpłynie na ostateczną ocenę tego filmu. Najwyraźniej coś Raitmanowi w filmie nie wyszło. W mojej osobie miał plastyczny obiekt, który idealnie nadawał się do uformowania tematyką melodramatyczną. Nie zaiskrzyło. Obraz jest dobry, ale kompletny brak chemii. Zabrakło tego pierwiastka, który potrafi zmienić totalne paskudztwo w mistrzostwo świata.
Jason Reitman od lat udowadnia, że potrafi kręcić naprawdę fajne kino. JUNO, YOUNG ADULT i jedna z moich ulubionych końcówek filmowych dotąd W CHMURACH. Te filmy na pierwszy rzut oka bardzo różnią się od siebie. Jednak gdy się bliżej przyjrzymy dostrzeżemy, że łączy je pewien pierwiastek wspólny - samotność. Samotność to temat przewodni LABOR DAY. Niestety reżyser nie potrafi czynić emocjonalnych cudów na ekranie, tak jak to miało miejsce w przypadku BLUE VALENTINE, REVOLUTIONARY ROAD, LIKE CRAZY, LOST IN TRANSLATION czy TAKE THIS WALTZ. Brakuje subtelności, nostalgii, emocjonalnego uniesienia. Historia rozwódki i jej syna porusza, jednak jest opowiedziana zbyt chronologicznie. Reitman nie skupia się na niezwykłym uczuciu rodzącym się między bohaterami, on konsekwentnie odlicza czas do dramatycznego momentu kulminacyjnego. I to największy mankament tego filmu. A fabuła jest kopalnią emocji, które wydobyć można z relacji kobiety samotnej, porzuconej, po traumatycznych przeżyciach, która dotyku potrzebuje bardziej niż wody wysuszona słońcem ziemia. Drugim biegunem natomiast jest mężczyzna okłamany, zdradzony, zraniony, który traci sens życia będąc dotkliwie oszukanym przez najbliższą mu osobę.
Reitman dobrał sobie bardzo dobrą parę aktorską. Absolutnie bezbłędna rola Winslet. Uważam jednak, że jej postać nie wprowadza niczego nowego do tematu. Bardzo podobne kreacje widzieliśmy we wspomnianym wcześniej REVOLUTIONARY ROAD, LITTLE CHILDREN, czy THE READER. Bez złośliwości zupełnej uważam, że do twarzy jej z depresyjnymi klimatami. Również Josh Brolin obronił się swoją kreacją, choć i tu w temacie niewiele nowego. Mówiąc krótko, Reitman dobrał sobie idealnych aktorów dla filmowych bohaterów.
Może nie jest to film najwyższych lotów to nadal dobry film. Piękne zdjęcia, ciekawa historia, bardzo dobre kreacje aktorskie. Mam zarzuty, co do zbyt słabo wyeksponowanych emocji i zbyt dużego nacisku na przedstawienie chronologiczności zdarzeń. One powinny stanowić tło dla rodzącego się uczucia między bohaterami. Niestety emocje zostały zepchnięte na drugi plan. Myślę jednak, że każdy fan Brolina, Winslet i Reitmana nie poczuje się tym seansem zawiedziony.
Moja ocena: 7/10
Polecam film i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńhttp://filmsempire.blogspot.com/