Lubię Michaela Angarano, a jeszcze bardziej Juno Temple i nie trzeba było zbyt wiele zachodu, by zmotywować mnie na ten seans. Po czasie uznaję, że warto było, choć to baja jakich mało. I jak na pełnometrażowy debiut reżyserski Pani Ramaa Mosley odwaliła kawał dobrej roboty.
Jak już wcześniej wspomniałam ten film to bajka. Współczesna wariacja o Dżinnie, choć jej zdecydowanie bliżej do kombinacji alpejskiej na temat WŁADCY PIERŚCIENIA. Bohaterowie kilkakrotnie nawiązują do książki Tolkiena, a scenarzysta popłynął w swej fantazji tworząc współczesną wersję złowrogiego pierścienia.
THE BRASS TEAPOT jak sama nazwa wskazuje to imbryk. Piękny, mosiężny, niezniszczalny, pozłacany, starszy od węgla, który ma niezwykłą moc. Podobnie jak Tolkienowski "precious" obezwładnia swoją ofiarę pobudzając w niej chciwość i pazerność. Filmowy imbryk jest bowiem jak kura znosząca złote jajka. Zamiast jajek wyrzuca z siebie sporej wartości gotówkę. Problem w tym, by pobudzić czajniczek do działania trzeba zadać sobie lub komuś ból. Im większy, tym więcej kasy. Właściciele imbryka szybko zostają owładnięci i opętani możliwościami kuchennego gara, co spowoduje niezły chaos w ich życiu.
Bohaterami jest dwójka bardzo młodych ludzi, którzy pobrali się za wcześnie, cierpią na chroniczny niedobór gotówki, pracy i generalnie wkurza ich niesprawiedliwość życia. W tę dwójkę wcielili się Temple i Angarano. Świetnie ogląda się ich na ekranie. Wydają się wprost stworzeni dla siebie. Niezwykła lekkość ich aktorstwa sprawia, że ich irytujące zachowanie staje się niezwykle słodkie i zabawne. Całkiem przyzwoity jest również scenariusz. Wiele zabawnych dialogów i scen. Ujęła mnie scena obiadku u teściowej, czy godziny małżeńskiej "szczerości". Ubawiłam się po pachy. Jednak największym atutem jest naprawdę dobra ścieżka dźwiękowa, która przewija się przez film.
THE BRASS TEAPOT z jednej strony to niezwykle młodzieżowy seans. Szaleństwo i nieokrzesanie cechuje bohaterów, a ich życiowe pomyłki sprawiają, że lądują na czterech łapach. Jednak gdzieś tam pomiędzy tą głupkowatą treścią dla gimbusów kryje się życiowa mądrość. Nie jest ona co prawda wyszukana, ale nadal niesamowicie aktualna. W każdym bądź razie zostałam kupiona.
Moja ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))