To mój pierwszy film niemieckiego reżysera Juliana Polslera, ale nie do nadrabiania zaległości w jego filmotece mam ochotę. Bardziej na powieść Marlen Haushofer "Ściana", której adaptacji podjął się Polsler. To nie jest łatwy film. Porusza tematy, które są dla większości obce i niezrozumiałe, a które wbrew pozorom są częścią naszej natury i tożsamości. Tematy uniwersalne, wyparte przez galopującą cywilizację. By ten film zrozumieć trzeba dotrzeć głęboko w postać i siebie. Poczuć tę nić łączącą bohaterkę z widzem.
Historia jaką opowiada nam Polsler jest niezwykła. Samotna kobieta w górskiej chacie pisze raport o swoim dotychczasowym życiu. Jak wyruszyła ze znajomymi na odpoczynek w austriackie góry. I jak następnego ranka szukając swych towarzyszy natknęła się na niewidzialny mur. Mur oddzielający ją od świata. Ten świat jest niezwykle intrygujący. Z lekka dystopiczny. Nagle kobieta zostaje sama w domu. Wokół żywej duszy, a jej jedynymi towarzyszami stają się zwierzęta. W ciągu kilku tygodni musi nauczyć się roli, która do tej pory była dla niej obca. Musi zadbać o jedzenie, musi zadbać o dom, o siebie samą i istoty, które ją otaczają, dają powód i cel życia. I nie zadaje pytań dlaczego, czemu mnie to spotkało, kto mi to zrobił ? Pytania zostały wyparte przez konieczność podjęcia działań i przystosowania się do życia, w którym do tej pory wszystko miała podane na tacy.
Polsler w filmie porusza kilka ciekawych kwestii. Pierwsza z nich, chyba najbardziej namacalna, nie owiana kotarą symboliki to związek człowieka z naturą. Lata cywilizowania, kształtowania społeczeństwa konsumpcyjnego zerwało pępowinę, która łączy nas z naturą. Z miejscem, z którego wyrośliśmy, do którego należymy i które daje nam życie. Polsler w ciągu kilku godzin daje nam wiadomość, że bez nowinek technicznych jesteśmy w tym świecie nikim. Jedyne co posiadamy, pozostałości po czasach, w których żyliśmy w symbiozie z naturą, to instynkt. Bohaterka nagle z miasteczkowej damy musi przeistoczyć się w myśliwego, rolnika i rzemieślnika. Musi nauczyć się tych ról, by przeżyć. I tutaj pojawia się druga kwestia - celu. Haushofer w swej powieści stwierdza, że człowiek do życia potrzebuje celu. Nie potrafi, jak zwierzę, żyć z dnia na dzień, pochłonięty wyłącznie kwestią bycia. Potrzebuje iskry, która zapali jego silnik. Bez niej zapada się w otchłań. Dla bohaterki tym celem jest opieka nad zwierzętami domowymi. Wbrew pozorom to nie wola walki, chęć przeżycia i konieczność zdobycia pożywienia porusza jej motor. Myśl o psie, dla którego jest wyrocznią, krowie, którą co ranek musi wydoić i białym kocie, którego musi ochronić przed drapieżnikami - te wydawałyby się błahostki sprawiają, że kobieta żyje i znajduje w życiu sens. Nagle to wybujałe ego, które pielęgnowała do tej pory w świecie nastawionym na udowadnianie swej nieprzeciętności zostaje zredukowane do zera. W naturze indywidualiści giną. Ten cichy związek między nami, a środowiskiem staje się kołem życia.
Najbardziej jednak w filmie porusza samotność, pustka i cisza. Człowiek poszukuje spokoju i spokój jest dla niego wytchnieniem. Nie tego się obawia. Każda czynność podejmowana przez bohaterkę jest zagłuszeniem owej pustki i myśli o byciu jedną, jedyną w miejscu, w którym się znalazła. Strach i samotność stają się uczuciami, które zastąpiły cały stres wypływający z jej miejskiego życia. Bohaterka nie pozwala by jej rozum trwał w uśpieniu, ciężką pracą zagłusza wszystkie emocje, które mogłyby ją złamać.
I gdy Polsler doprowadził bohaterkę do stanu samowystarczalności, gdy jej życie nabrało naturalnego biegu, gdy zespoiła się w końcu z otaczającym ją światem stawia jej zagrożenie ... największe ... drugiego człowieka.
Polecam ten film, choć nie jest on łatwy w odbiorze. To teatr genialnej aktorki Martiny Gedeck, opowiadany z pozycji narratora. Niezwykle ujmujące zdjęcia Alp, cudne lokacje i umiejętność przekazania tak trudnej historii w tak jasny i przejrzysty sposób. Niebywały seans, kompletnie wyczerpujący emocjonalnie. Z pewnością DIE WAND to jeden z tych filmów w trakcie których oglądania uruchamia się wszystkie zmysły, nie tylko wzrok i słuch.
Moja ocena: 9/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))