W sumie nie ma sensu zbytnio rozpisywać się o tym filmie, bo jest tak słaby, aż zęby bolą. Z drugiej strony, w pewnych kręgach to już film kultowy i bez niego nie odbędzie się żaden festiwal najgorszych filmów świata. ZABÓJCZE RYJÓWKI, bo o nich mowa, to obok filmów Eda Wooda pewien podgatunek najbardziej kiczowatego, beznadziejnie durnego i koszmarnie zrealizowanego kina dotąd. Jak bowiem wytłumaczyć atak zmutowanych ryjówek, porażających jadem groźniejszym od jadu węża, przegryzających się przez betonowe mury, a nie potrafiących przegryźć kawałka drewna, czy dykty od tapczanu ? No nie da się, jednak poziom absurdu jaki osiągnął Ray Kellog w swoim filmie jest po prostu bezcenny i mówię to z pełną świadomością.
Od strony wizualnej również nie ma wyrafinowania. Ryjówki wyglądają, jak potraktowane tępym sekatorem owczarki niemieckie z doklejonymi plastikowymi kłami, a przeciwryjówkowy "czołg pancerny" zmiażdżył mnie jak walec... tarzałam się ze śmiechu po tapczanie.
Całość dostraja kakofonia dźwięków w postaci przeraźliwych zgrzytów, pisków nożycami po tablicy, które imitują ryki ryjówek i orkiestry smyczkowej, która pojawia się w najmniej odpowiednich momentach np. w dialogach, które skutecznie wygłusza. Wisienką na torcie są właśnie owe dialogi, a właściwie ich bezsens. A smaczku dodaje aktorstwo. To ostatnie to mistrzostwo świata, w którym aktor zmienia akcent w trakcie dialogów na rosyjski, gdy w istocie jest szwedem. Genialne wprost genialne!
Gdybym miała oceniać ten film pod kątem zabawy jaką miałam to byłaby pełna pula. Uśmiałam się po pachy, dialogi momentami wgniatają w fotel swoją bezpretensjonalnością i dziecięcą wprost logiką. To przykład kina mega kiczowatego, z każdego kąta wieje amatorszczyzną, a absurd goni absurd. W pewnym sensie jest to zaleta. Oglądając bowiem takie filmy człowiek docenia kino nawet najbardziej przeciętne. Jakby nie patrzeć mnie się podobało.
Moja ocena: 2/10 (dając wyższą ocenę obraziłabym parę innych tytułów, ale biorąc pod uwagę klasę tego kina to 10/10)
Hihi :) Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://pocalunekkultury.blogspot.com/
a dziękuję, nie ukrywam, że seans z ryjówkami zachęcił mnie do zgłębienia tajemnic podobnych filmów, tylko muszę się wybrać do dentysty co by wkręcił mi śruby w plomby, bo po takich filmach wypadają na bank :)
UsuńFilmy sci-fi z lat 50. mają swój niepowtarzalny urok.
OdpowiedzUsuń"Zabójczych ryjówek" nie widziałem, z filmów tego typu to najbardziej godne polecenia są dzieła Jacka Arnolda: "Potwór z Czarnej Laguny", "Tarantula", przede wszystkim jednak "The Incredible Shrinking Man" (moim zdaniem arcydzieło gatunku).
O "Potworze z Czarnej Laguny" słyszałam co nieco, a resztę zapisuję sobie na listę z podziękowaniem za wskazówki :-)
Usuń