Czekałam na nową wersję Robocopa, choć ostatni, zmasowany atak remakeów, sequeli, prequeli, czy rebootów mocno mnie zaczął irytować. Zwłaszcza, gdy dotyczy filmów uznanych za kultowe. W przypadku Robocopa trudno mówić o kinie kultowym, ale w pewnym sensie zahacza o czasy, w których królował Arnold i Sylvester ze swymi kultowymi akcyjniakami. Te filmy mimo miałkiej fabuły niezwykle fajnie się wspomina. Miały to, co od kina akcji się oczekuje... badasss madafakers i akszion. Cała reszta bez znaczenia.
Nie jestem fanką filmów reżysera Jose Padilha. Nie podobała mi się jego TROPA DE ELITE, a drugiej części nawet nie skończyłam. Miałam więc sporo wątpliwości, czy uda mu się wykrzesać życie z tego już dość wiekowego blaszaka. Może nie jest to kino najwyższych lotów, ale z pewnością daje radę.
Formuła nowego Robocopa nie burzy wcześniej przyjętych standardów. Padilho nie przejął Nolanowskiej pałczeki i nie przewrócił bohatera do góry nogami. Choć rewolucji w temacie nie zrobił jego Robocop wypadł i tak wyjątkowo dobrze. Padilho położył nacisk na warstwę ekonomiczno - polityczną. Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze filmowe dokonania ten trik kompletnie nie dziwi. Kręci dziurki w korporacyjnej machinie, pokazuje pazerność jego bossa (Michael Keaton) i parcie na władzę. Obnaża manipulacyjne triki i socjotechnikę medialną, a wszędobylski PR jest jak zaraza współczesnego świata. Świetnie nakreślił ją na przykładzie spotów telewizyjnych z udziałem zafiksowanego prezentera Novaka (Samuel L.Jackson).
Padilho poza warstwą społeczną buduje bohatera, który poza kupą żelastwa na sobie walczy ze swoją resztką człowieczeństwa. Ta odwieczna walka moralna, gryzące sumienie i resztki indywidualności sprawiają, że Robocop nie jest wyłącznie bezduszną maszyną. Głównie dzięki takiej postawie bohatera film nabiera mocno psychologicznego tła. Już nie tylko Robocop ma moralne dylematy, ale również próbujący wskrzesić go do życia doktor Norton (Gary Oldman). Te dwie postaci to odgłos racjonalności, gdy w tle słychać wyłącznie chichot kolesiostwa, korupcji, parcia na władzę i kasę.
Od strony technicznej filmowi nic nie można zarzucić. Podobał mi się nowy entourage bohatera. Jedynie, co do akcji mam spore dylematy. Pierwsza połowa była zbyt rozwleczona. Budowanie dramatyzmu pożarło akcję. Gdy jednak ta rozpętała się w końcówce było czym oko nacieszyć.
Mimo wszystko to całkiem dobry akcyjniak. Ma sporo mankamentów. Jednak finalnie nie jest to wyłącznie tempa jazda bez trzymanki, oprócz mięsistego bohatera ma pewną dawkę ważnych informacji do przekazania. A za sprawą kreacji aktorskich od Jacksona, Keatona, Oldmana i Jackie Earle Haleya trudno się spodziewać malizny.
Moja ocena: 7/10
Hm... nie do końca się zgadzam, zresztą zobacz jak ja oceniłem ten film. Ale też ja zaliczam go do grona produkcji totalnie kultowych.
OdpowiedzUsuń