Gdzieś tam kiedyś, na jednym z fejsbukowych fanpejdży ktoś napisał o tym filmie, że jest tak obrzydliwy, że nie da się go oglądać. Mało mi trzeba, by mnie zmotywować i stwierdziłam, że muszę się sama o tym przekonać. Cóż, na pierwszy rzut oka obrazy potrafią przyprawić o lekki odruch zwrotny. Jednak większość filmu to mega zabawna groteska o komunizmie i jego absurdach. Ci, którzy śmieją się na żartach Barei z pewnością parskną niejednokrotnie oglądając węgierską TAXIDERMIĘ.
Fabuła to przegląd trzech pokoleń mężczyzn. Poznajemy ich od czasów głębokiego komunizmu, kończąc na czasach współczesnych. Rodzina Balatony przechodzi dość zabawne perypetie. Kolejne pokolenia choć łączą więzy rodzinne, to niekoniecznie genetyczne. Każde z nich jest obarczone pewnego rodzaju ułomnością. Od gargantuicznego obżarstwa i udziału w zawodach jedzenia na czas do preparowania, jak to urokliwie nazwał bohater, padliny. Na uwagę zasługuje fakt, że przypadłością męskiego rodu Balatony jest chroniczna szpetota.
Obraz poraża surowością. Seks jest wyzuty z emocji, to czyste zaspokajanie potrzeb fizycznych. Jedzenie nabiera formy świńskiego obżarstwa przy wielkim korycie. A relacje rodzinne obarczone są realizowaniem niespełnionych ambicji rodziców. Gyorgy Palfi nie boi się przy tym wybierać najbardziej oburzających form przekazu. Jego kamera wpełza w najbardziej intymne części ciała. W przybliżeniu obserwujemy wnętrzności. W takiej formie człowiek przedstawiony jest jak kupa mięsa, bardziej inteligentne zwierzę, którego życie prowadzi wyłącznie przez seks i żarcie. Człowiek Palfiego jest typem tępego idioty. Pazernego chama, który całe życie rozdrapywał będzie zaszłe rany i uprzykrzał życie innym. Tytułowa taksydermia osiągnie tutaj rangę sztuki, stanie się epokowym dziełem, które zwieńczy lata upokorzeń i niespełnionych ambicji ojca bohatera.
Nie będę jednak zachęcała do seansu. Zdecydowanie nie jest to film dla każdego. Sama traktuję tę wyprawę w świat filmu jako ciekawostkę i test własnej filmowej wytrzymałości. W przypadku obrazu TAXIDERMIA nie taki diabeł straszny, jak go malują. Niektóre sceny oburzają, jednak przez większość filmu szczerze się uśmiałam. Groteska, farsa i absurd, tak w skrócie można opisać ten film.
Moja ocena: 7/10
ps. z ciekawostek, muzę do filmu napisał Amon Tobin
Od dawna się przymierzam do tego filmu, tym bardziej że podobała mi się "Czkawka" Palfiego. A skoro da się przełknąć to się skuszę :)
OdpowiedzUsuńDa się przełknąć, także spokojnie zapuszczaj. No ja właśnie "Czkawki" nie oglądałam i zastanawiam się jeszcze czy warto.
UsuńSpecyficzny film, dużo się tam nie dzieje, ale fabuła podana w dość nietypowy sposób ;)
Usuń