Kolejna część z serii o szybkich i wściekłych po tragicznej śmierci Paula Walkera nabrała znamion niemal filmu kultowego. Ostatnia rola aktora, którego przyjaciele z planu postanowili pożegnać dokańczając ten projekt. I rzeczywiście końcówka jest hołdem złożonym Walkerowi. Niezwykle wzruszająca i piękna w swym wymiarze, czego nie można powiedzieć o całym filmie.
Za kamerą James Wan, znakomity reżyser horrorów, który swego czasu popełnił równie dobre kino zemsty z Kevinem Baconem - WYROK ŚMIERCI. I ten tytuł najwyraźniej zainspirował producentów, ponieważ trzonem fabuły jest właśnie zemsta. Brat bohatera z poprzedniej części Wściekłych, Owena Shawa, postanawia odnaleźć winnych i pomścić jego krzywdy. W walce przeciwko zaciekłemu przeciwnikowi przybywa policja z LA i tajne służby, a szybcy i wściekli przemierzą pół świata, by dopaść drania.
Z pewnością siódma odsłona jest dużo lepsza od swej poprzedniczki. Nadal jednak popełniane są te same błędy w scenariuszu. Słabe dialogi, zbędna ckliwość, patos i niedopracowane sceny walki, choć akurat te ostatnie o wiele bardziej cieszą oko i mniej drażnią brakiem grawitacji i podstawowych praw fizyki, co tak irytowało w szóstej części. Film w jakimś stopniu stracił już jednak swoje początkowe założenie. Nie jest to już kalejdoskop z super brykami, pościgami, okraszonymi teledyskowym blichtrem. Siódma część szybkich i wściekłych spoważniała i nabrała bardziej kryminalnego zacięcia. Czy dobrze? Trudno ocenić. Mnie z pewnością brakuje brawury i pościgów, a akcja którą zobaczyłam niewiele się różni od masy produkcji o podobnym nastawieniu. Najbardziej mnie jednak zmęczyło to, co działo się pomiędzy scenami akcji. Ckliwość, nuda i tandeta przelewała się między kadrami, a słabe kreacje Diesel'a i jego ekipy raniły oczy. Jedynie Statham w roli badassa trzymał poziom Jeśli jednak ktoś szuka bezmózgiej rozrywki to z pewnością znajdzie tu coś dla siebie.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))