TIMBUKTU to ostatni z nominowanych do Oscara 2015 obrazów w kategorii "film nieanglojęzyczny", jaki pozostał mi do obejrzenia. Mając w głowie wspomnienia z seansów jego konkurentów muszę przyznać, że na tym tle nasza IDA wypada naprawdę blado i utrzymuję swoją opinię, że nie jest to film na miarę prestiżowej nagrody. TIMBUKTU jest filmem bardzo dobrym, niezwykle emocjonującym i przejmującym. Minimalizm dialogów zastąpiony został mocnym wizualnym przekazem. Kino światowe ma się dobrze, ma się wręcz bardzo dobrze, czego nie można powiedzieć o kinie amerykańskim, którego niezależne produkcje, dotąd ambitne, zniknęły zastąpione pop kulturalną szmirą. Ale do rzeczy...
Timbuktu to niezwykłe miejsce na ziemi. Miasto w Mali położone między Saharą a rzeką Niger, której wiekowa kultura do dziś zachwyca swoim pięknem i tajemniczością. Miasto założone przez nomadów zwanych Tauregami. Lud niezależny, zaradny, religijny i mądry. Film Sissako poniekąd zrywa z tym wizerunkiem. Rysuje nam wielokulturowe Timbuktu opanowane przez zaciekłych islamistów, którzy za wszelką cenę wprowadzają prawo szariatu. Podporządkowanie się temu wariactwu i panującemu dyktatowi może wydawać się sprzeczne z naturą zamieszkujących Timbuktu Tauregów. To co wyróżnia mieszkańców na tle panującej inercji to godność. Ich wewnętrzny imperatyw, który może nie przejawia się w rewolucyjnych barwach, ale stanowi o ich człowieczeństwie i głęboko zakorzenionej tradycji.
Film Sissako nie jest filmem widowiskowym, ani zbyt brutalnym. Piękne sceneria Timbuktu, czy pustynnego morza Sahary przecinane są idiotyzmami płynącymi z wprowadzanych praw przez dżihadystów. Reżyser grubą kreską zaznacza granicę między absurdem, a racjonalnością. Mieszkańcy mimo wprowadzonych zakazów próbują żyć na swoich warunkach. Starają się zasymilować, by kompletnie nie dać się zwariować.
Sissako ukazuje nam również dwie różne twarze islamu. Jedna wynikająca z umiłowania Allaha, szacunku do jego wielkiej mądrości i pokory. Oraz druga, zacietrzewiona, agresywna, ślepa, wynikająca z ludzkich słabości... twarz dżihadysty. Reżyser daje nam więc do zrozumienia, że to nie religii powinniśmy się obawiać, tylko człowieka, który używa jej dla uzasadnienia własnych niecnych celów i słabości.
Polecam Wam TIMBUKTU. To piękny i mądry film, który nie tylko pieści oko odległą, zapomnianą krainą, ale i daje wiele powodów do zastanowienia. Nie powinniśmy zamykać się wyłącznie na jeden punkt widzenia. Powinniśmy starać się dążyć do prawdy, nawet jeśli jest ona dla nas bolesna. A ponad wszystko powinniśmy być godni, tak by rano móc spojrzeć sobie i innym w twarz bez poczucia winy.
Moja ocena: 8/10
Timbuktu to niezwykłe miejsce na ziemi. Miasto w Mali położone między Saharą a rzeką Niger, której wiekowa kultura do dziś zachwyca swoim pięknem i tajemniczością. Miasto założone przez nomadów zwanych Tauregami. Lud niezależny, zaradny, religijny i mądry. Film Sissako poniekąd zrywa z tym wizerunkiem. Rysuje nam wielokulturowe Timbuktu opanowane przez zaciekłych islamistów, którzy za wszelką cenę wprowadzają prawo szariatu. Podporządkowanie się temu wariactwu i panującemu dyktatowi może wydawać się sprzeczne z naturą zamieszkujących Timbuktu Tauregów. To co wyróżnia mieszkańców na tle panującej inercji to godność. Ich wewnętrzny imperatyw, który może nie przejawia się w rewolucyjnych barwach, ale stanowi o ich człowieczeństwie i głęboko zakorzenionej tradycji.
Film Sissako nie jest filmem widowiskowym, ani zbyt brutalnym. Piękne sceneria Timbuktu, czy pustynnego morza Sahary przecinane są idiotyzmami płynącymi z wprowadzanych praw przez dżihadystów. Reżyser grubą kreską zaznacza granicę między absurdem, a racjonalnością. Mieszkańcy mimo wprowadzonych zakazów próbują żyć na swoich warunkach. Starają się zasymilować, by kompletnie nie dać się zwariować.
Sissako ukazuje nam również dwie różne twarze islamu. Jedna wynikająca z umiłowania Allaha, szacunku do jego wielkiej mądrości i pokory. Oraz druga, zacietrzewiona, agresywna, ślepa, wynikająca z ludzkich słabości... twarz dżihadysty. Reżyser daje nam więc do zrozumienia, że to nie religii powinniśmy się obawiać, tylko człowieka, który używa jej dla uzasadnienia własnych niecnych celów i słabości.
Polecam Wam TIMBUKTU. To piękny i mądry film, który nie tylko pieści oko odległą, zapomnianą krainą, ale i daje wiele powodów do zastanowienia. Nie powinniśmy zamykać się wyłącznie na jeden punkt widzenia. Powinniśmy starać się dążyć do prawdy, nawet jeśli jest ona dla nas bolesna. A ponad wszystko powinniśmy być godni, tak by rano móc spojrzeć sobie i innym w twarz bez poczucia winy.
Moja ocena: 8/10
Uderzam w piątek... i nadrabiam Twoje recenzje. By the way... jakie masz IQ? To jest trochę onieśmielające. Dzięki za teksty... Pozdrowienia ;)
OdpowiedzUsuńHaha a dlaczego pytasz o IQ?! :D Ale ok, wg oficjalnych danych 156 [lata temu sprawdzane i pewnie już mi wklęsło i zmalało :D ], wg nieoficjalnych wciąż czuję się, jak Forrest Gump :D
UsuńWłaśnie jestem po seansie filmowym. Produkcja dobra, ale moim faworytem do Oscara były ,,Mandarynki" :)
OdpowiedzUsuń