Bill Pohlad to ceniony hollyłudzki producent. Nie wiem co go podkusiło, by chwycić się za reżyserię, ale nie jest to najlepszy film biograficzny, jaki przyszło mi oglądać, a ostatnimi czasy było ich sporo.
Film opowiada o wycinku z życia jednego z założycieli grupy Beach Boys, uznanego muzyka, producenta Briana Wilsona. Brian to niezwykle utalentowany muzycznie człowiek. Wiele z jego utworów to hity, a on sam odpowiedzialny jest za ogromny sukces grupy. Nie historia zespołu jest jednak kanwą tej opowieści. Brian cierpi na poważną chorobę. Z pewnością miało na nią duży wpływ trudne dzieciństwo. Apodyktyczny ojciec, który nadużywał przemocy, dodatkowo nadużywanie narkotyków i alkoholu.
Historia opowiadana jest dwuetapowo. Poznajemy Briana jako człowieka zniszczonego postępującą schizofrenią, który oddał się w ręce lekarza szarlatana. Jednocześnie obserwujemy jego przeszłość i pracę z Beach Boys. I tu pojawia się pierwszy problem. Historia jest opowiedziana chaotycznie. Moim zdaniem reżyser niepotrzebnie skupił się na opowiadaniu dwóch historii - schorowanego Briana i Briana w pełni chwały. Obie te postaci są z punktu widzenia filmu niezwykle interesujące i obie postaci mogą stanowić oddzielny temat na film. Rozbicie jakie nastąpiło w filmie działa całkowicie na jego niekorzyść. Brak szczegółów, przysłowiowe "lizanie" problemu, prześlizgiwanie się po tematach rozbiło sedno tej opowieści i zgubiło gdzieś po drodze dramatyzm.
LOVE & MERCY można obejrzeć nie tylko dla samej obsady, ale też z czystej ciekawości. Widzimy jak człowiek upadlany przez lata traci swój pierwiastek boskości. Bohater o niezwykłym talencie, zniszczony przez ojca przechodzi przez liczne załamania, z których tylko cud może wybawić. Tym cudem okazuje się miłość. Nie każdy ma jednak tyle szczęścia, by ją znaleźć. W rolę Briana wcielił się John Cusack oraz Paul Dano, któremu całkiem dobrze wyszło śpiewanie. Nie są to ich najlepsze kreacje, ale z pewnością warte uwagi.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))