Cristian Mungiu dał się poznać jako autor rewelacyjnego
4 miesiace, 3 tygodnie i 2 dni.
Ukazał krótki obraz z życia studentki, która usilnie pragnie pozbyć się niechcianej ciąży. Podobnie jest i tutaj. To krótka historia kobiety, która osadzona w więzieniu za prostytucję, po latach wychodzi na wolność. Jest na tyle zdeterminowana by odciąć się od przeszłości, że planuje na stałe wyjechać z kraju. Zanim jednak to zrobi musi przebyć swoistą drogę przez piekło.
W porównaniu do 4 MIESIĄCE, 3 TYGODNIE I 2 DNI brakuje mi napięcia w filmie. Bohaterka powoli przechodzi przez kolejne etapy na swej drodze w sposób raczej mało rewolucyjny i wyprany z emocji. Brat, który generalnie nie wie po czyjej stronie stanąć siostry, czy żony. Były kochanek, który po latach okazuje się raczej bezpłciowym oszustem. I syn... no właśnie syn, który finalnie wystawi jej rachunek za wszystkie błędy przeszłości. Przyglądając się jednak tarapatom bohaterki odnoszę wrażenie, że reżyser dość chaotycznie przedstawił jej zmagania z powrotem do rzeczywistości. Cały czas brakowało mi wstrząsu i momentu katharsis. Nawet zakończenie wydało się potraktowane po macoszemu. Wkurzał mnie również wyraz twarzy Ana Ularu. Jednak nie można mieć pretensji do boga o krzywe nogi. Tak już jest i trzeba się z tym pogodzić. Choć trudno.
Mungiu po raz kolejny pokazał, że ma wielki talent do scenariuszy. Może nawet i do reżyserowania, jednak tym razem nie przekonamy się o tym, gdyż to nie on stanął za kamerą swojej historii. I może właśnie dlatego ten film jest dużo słabszy od wspomnianych 4 MIESIĘCY....
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))