Nie oglądałam serialu z lat 70-tych, więc nie odniosę się do pierwowzoru. Na jego bowiem podstawie został nakręcony ten film. Myślę jednak, że byłoby to absolutnie zbędne porównanie.
Anglicy stworzyli rewelacyjne, sensacyjne kino akcji. Grupa policjantów ściga przestępców, więc fabuła jest oczywistą oczywistością. A jednak ... Nick Love z tak ogranej do granic możliwości tematyki potrafił wykrzesać pełną dynamiki i zwrotów akcji opowieść o policjantach i złoczyńcach.
Piękne zdjęcia połączone z rewelacyjnym montażem sprawiły, że sceny akcji po prostu rozwalały ekran. Panowie skutecznie oddali dramaturgię i powagę sytuacji.
Mimo tak oklepanej fabuły również postaci miały w sobie pewną zadziorność. Oczywiście policjanci to panowie z jajami, potrafiący wycisnąć z podejrzanego niejedną informację. Mają w głębokim poważaniu procedury, a męty społeczne niszczą bez zbędnych skrupułów.
Wszystko tutaj jest na miejscu. Ray Winstone pokazał odpowiednią klasę, nie pozostawiając złudzenia, co do swojego aktorskiego talentu. Świetnie odegrał brytyjską rolę Brudnego Harry'ego.
Przede wszystkim jest to przykład filmu, który udowadnia, że wytarte klisze niekoniecznie skazane są na porażkę. By to jednak osiągnąć trzeba posiadać wizję i ogromny talent. To ogromna umiejętność, aby z takiego wycierucha wykrzesać jeszcze życie. Love uczynił to rewelacyjnie. Mało tego, udowodnił że amerykanie nie mają wyłączności na kino akcji, za co mu chwała.
Wszystko to sprawiło, że bardzo dobrze ten film odebrałam, bez bólu przez niego przebrnęłam, a to głównie za sprawą rewelacyjnego połączenia ścieżki dźwiękowej, montażu, no i przede wszystkim scenariusza.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))