Scott Derrickson (Egzorcyzmy Emily Rose (2005), czy Dzien, w którym zatrzymala sie Ziemia (2008)) stworzył naprawdę klimatyczny horror.
Historia trochę przypomina te od Steven'a King'a. Autor powieści o prawdziwych mordercach po 10 latach niemocy twórczej, przeprowadza się do domu, w którym wydarzyła się masakra, by napisać powieść swego życia. Bohater tak jest zaślepiony żądzą sławy, oklasków i masy pieniędzy, jakie mają popłynąć po napisaniu nowej książki, że nie zauważa niebezpieczeństwa z tego płynącego. To klasyczna opowieść ubrana w formę makabreski, o tym, jak to chciwość i pazerność prowadzi nas ku upadkowi.
Nie jest więc to wyszukana fabuła. Reżyser jednak tak umiejętnie utrzymał napięcie w filmie, że momentami jeżyły mi się włosy na głowie. Mało co mnie już dziwi, jednak chwilami było naprawdę upiornie. Może trochę sama postać czarnego bóstwa jest mało wyszukana. Można pokusić się o stwierdzenie, że nikt się nie wysilił zbytnio nad oprawą wizualną Bughuula, mimo to mroczny klimat filmu rewelacyjnie nadrabiał te braki.
To świetny thriller na późne wieczory. Miałabym problem ze snem. Szkoda tylko, że nie było premiery w halloween, pewnie sama okazja dodałaby filmowi smaczku.
Moja ocena: 6/10
Nie byłoby klimatu bez ścieżki dźwiękowej. To zdecydowanie najlepsze, co temu tytułowi mogło się trafić. Poniżej przedsmak - Boards of Canada:
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))