Już myślałam, że nikt mnie nie przekonana do produkcji Bollywoodzkich, a jednak... Nagięłam się, zgięłam w pół i tak z lekka niedowierzająca i z przymrużeniem lewego oka obserwowałam tego cudaka na ekranie. Na szczęście nie jest to produkcja typowo Bollywoodzka, choć inklinacji posiada sporo. I na szczęście można przeżyć bez szwanku. A każdy antyfan kolorowych obrazków prosto z Indii nie dozna żenady, jeśli tylko w czasie seansu ma otwartą głowę.
DELHI BELLY to hinduska odpowiedź na kino Guya Ritchie. Przez kompletnie cały seans nie opuszczało mnie wrażenie ogromnej inspiracji twórców filmem PRZEKRĘT. Klasyczna, kryminalna komedia pomyłek, w której młodzi bohaterowie wplątują się w biznes z miejscowym gangiem. Zaczynają się więc poszukiwania zaginionej przesyłki, masa nieporozumień, jeszcze więcej wtop i komicznych zwrotów akcji. Muszę przyznać, że to naprawdę dobra produkcja i fajna komedia.
Z pewnością humor tego filmu nie jest wyszukany. Znajdziemy tu sporo naturalistycznych odniesień, a głupota i naiwność bohaterów zdroworozsądkowego widza przysporzy o ból głowy. Mimo wszystko spokojnie można się ubawić, a i od strony technicznej DELHI BELLY robi wrażenie. Świetny montaż, fajne zdjęcia, dobrze prowadzona akcja, w tej materii odczułam inspiracje filmami Danny Boyle. Także mimo moich sporych obaw czuję się kompletnie zaskoczona tak pozytywnym odbiorem tego filmu.
Moja ocena: 7/10
Uff... nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Lubię filmy indyjskie, ale mam świadomość, że nie każdemu ono pasuje jeśli chodzi o standardowe jego postrzeganie. Obecnie nie oglądam ich za dużo, ale w swojej karierze liznęłam nie tylko kino w hindi, ale i tamilskim i telugu.
OdpowiedzUsuńTo teraz mogę Ci podpowiedzieć "No smoking" (2007) Anuraga Kashyapa oraz "Kaminey" (2009) Vishala Bhardwaja.
No szacun, nic mi nie mówi to kino, ale zapoznam się z tymi tytułami :-)
Usuń