O ile serię o parku jurajskim zna już pewnie każdy, o tyle osoba reżysera tej odświeżonej historii jest dla mnie dość intrygująca. Colin Trevorrow w 2012 roku popełnił interesujący komedio-dramat z domieszką sci-fi NA WŁASNE RYZYKO. Nie był to film wybitny, jednak konstrukcja fabuły przysłaniała wiele mankamentów i niedoskonałości. Co zatem skłoniło Trevorrowa, że z nostalgicznych dramatów przerzucił się na mało wymagającą rozrywkę?! Mnie przychodzi jedna odpowiedź do głowy i jest ona równie banalna, co fabuła JURASSIC WORLD.
Zanim ocenię ten film muszę zarysować założenia, jakie mi przyświecały podczas seansu. Żeby sobie kompletnie nie obrzydzić odbioru, bo przecież blockbustery intelektualnie wymagające nie są, a wszelkie idiotyzmy mocno mnie ranią, postanowiłam znieczulić się dość znacząco myślą, że JURASSIC WORLD ma mi przynieść frajdę, a o inteligentnym scenariuszu i dialogach zapominam. No i dzięki takiemu podejściu dotrwałam do końca i to nawet z bananem na twarzy. Choć fabuła rzeczywiście jest pełna idiotyzmów, a dialogi są sztampowe i głupie, aż uszy więdną, akcja na ekranie jest na tyle żywiołowa i energiczna, że spokojnie dałam się jej ponieść.
Autorzy scenariusza nie wzbili się na wyżyny intelektu i to nie tylko za sprawą miałkich dialogów. JURASSIC WORLD to po prostu odgrzany kotlet poprzednich części i nic w nim odkrywczego nie znajduję, a końcowe starcie "tytanów" żywcem zerżnięto z serii o Godzilli. Nadal akcja dzieje się na wyspie. Nadal naukowcy kombinują z "dinozaurzym" genotypem. I nadal przerost ambicji niektórych bohaterów staje się punktem zapalnym całej historii. O czym świadczy, nadgorliwy naukowiec, który stworzył hybrydę dinozaura. Geny zwierza to mieszanka wszystkich zabójczych cech, jakie prehistoryczna matka natura stworzyła. Tak wykreowany i dorodny dinozaurzy mutant sieje postrach swoją siłą, inteligencją i miłością do sportu, jakim jest zabijanie i tylko jeden heros stawi mu dzielnie czoła.
Nie byłam na wersji 3D, bo z założenia na takie filmy nie chadzam, jednak nie odczuwam jakiegoś wielkiego bólu z tego powodu. CGI robi ten film, ale większe wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia i ujęcia, niż komputerowa magia. Aktorsko też bez rewelacji, choć Pratt coraz bardziej mnie zaskakuje i coraz fajniej się go ogląda. JURASSIC WORLD to jego film, a cała plejada mu towarzysząca została zmieciona pod dywan. I choć pretensjonalności i klisz w tym filmie nie brakuje, bawiłam się całkiem dobrze. Dzięki sporej dawce zafundowanych emocji nie irytował mnie nawet idiotyczny widok biegającej po buszu i krzaczyskach wyfiokowanej dziołchy w szpilkach. Więc jeśli ktoś ma uczulenie na głupotę w kinie, to proponuję z mocnym przymrużeniem oka podejść do JURASSIC WORLD, a wtedy zabawa murowana.
Moja ocena: 6/10 [mocne 6,5]
Byłem nieco sceptycznie nastawiony do tego filmu. Jednak to co tutaj piszesz, trochę mnie zachęciło o obejrzenia tej produkcji. Może nawet zdążę iść do kina. Też nie lubię filmów 3D. Pozdrowienia ;)
OdpowiedzUsuń