Kino brytyjskiego reżysera Alana Clarke'a jest mi kompletnie nieznane. Nie ukrywam, że motywacją do obejrzenia tego filmu był udział Raya Winstone'a. Aktora, którego cenię i bardzo lubię, a którego mało znam z ról wczesnej młodości.
HOŁOTA to kino więzienne. Młody chłopak umieszczony w poprawczaku musi zmagać się nie tylko z więziennym drylem i falą, ale również z układami między strażnikami a penitencjariuszami. Na tym tle rodzi się konflikt między grupami oraz walka o wpływy. Główny bohater szybko przejdzie metamorfozę, która zaowocuje nowym porządkiem.
Film nie jest dziełem wybitnym. Nie znajdziemy tutaj urokliwych zdjęć, ciekawego montażu, czy pieszczącej ucho ścieżki dźwiękowej. Ten film to dwa atuty: mocna historia oraz główna rola Raya Winstone'a. Wprawdzie fabuła nie odstaje niczym od filmów o tej samej problematyce, jednak siła przekazu jest na tyle silna i pełna emocji, by pozostawić w widzu pewnego rodzaju zadrę.
Ciężko patrzy się na przemoc, a jeszcze ciężej na ugruntowywanie w młodych ludziach poczucia niższości i beznadziei, zwłaszcza od tych, od których oczekuje się wsparcia i pomocy w wyjściu z patologii. Niestety filmowy zakład dla młodzieży trudnej tę patologię jeszcze bardziej ugruntowuje. W takich miejscach nadzieja umiera ostatnia, jednak zanim to się stanie zaleje bohaterów fala złości, bezsilności i agresji.
Polecam ten film. Tytuł wprawdzie mało znany, jednak tematyka, emocje i kreacja Winstone'a sprawiają, że warto poświęcić mu swoje kilkadziesiąt minut.
Moja ocena: 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))