Na starość robię się sentymentalna. Ostatnio przekroczyłam roczny limit na melodramaty, czyli sztuk 1. Ten jest drugi. Sama nie wiem, co mnie skłoniło, by ten film obejrzeć. Trochę z pewnością fabuła. Ciekawiło mnie też, jak poradzi sobie z tą nieco dramatyczną rolą Blake Lively, którą znamy głównie z głupkowatych komedii. No i dodatkową motywacją był reżyser Lee Toland Krieger, którego film sprzed lat THE VICIOUS KIND stoi wysoko na mojej filmowej półce. Czy więc warto było? WIEK ADALINE to typowe filmidło do popatrzenia i zapomnienia. Nic bolesnego, ale też nic wartego większej uwagi.
Film z pewnością ma dość intrygującą fabułę, w której tytułowa bohaterka traci zdolność starzenia się na skutek samochodowego wypadku. Żyjąc na przestrzeni kilkudziesięciu lat, przechodząc przez kolejne polityczno-społeczne transformacje, zacierając po sobie ślady i zmieniając kolejne tożsamości, Adaline separuje się od świata zewnętrznego i jego "uroków". Owymi urokami jest w głównej mierze miłość i przyjemność dzielenia żywota z drugą osobą. Jak się nie trudno domyśleć, w końcu to romansidło, Adaline na swej drodze poznaje mega przystojnego gościa, który zmiękcza nie tylko jej kolana, ale i zlodowaciałe serce.
WIEK ADALINE to typowa filmowa klisza. Oprawiony w bardzo ładny wizualny papierek treścią nie przekazuje nic, czego byśmy dotąd nie widzieli. Sercowe rozterki, życiowe dylematy i ogólne, emocjonalne roztrzęsienie buduje nie tylko relacje Adaline z otoczeniem, ale i cały film. Nie ukrywam, że trochę mnie to zmęczyło, jednak o dziwo nie było aż tak źle, jak mogłabym się spodziewać. Największym mankamentem tego filmu uznaję jednak kreację Lively. Toporna gra aktorska, mega przeciętna uroda i ta maniera w wyrazie twarzy i tembrze głosu, która doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Wprawdzie nie dorównuje, jeszcze, w manieryzmie Kristen Stewart, ale jest na dobrej drodze. Na szczęście widok jej boskiego, filmowego partnera mocno trzymał mnie w emocjonalnych cuglach.
Czy polecam?! Jeśli ktoś lubi romanse, dramaty miłosne i miłość niczym z bajki to z pewnością WIEK ADALINE jest propozycją idealną. Mnie ten film nie przekonał niczym. Zbyt wiele oczywistych oczywistości, no i ta nieszczęsna Blake. Mimo to, nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Moja ocena: 5/10
Nie wkurzyło Cię zakończenie?
OdpowiedzUsuńBo wg mnie schrzaniło ono film, który zaiste był całkiem znośny.
SPOJLER
Zbyt bajkowo to wyszło. Gdyby skończyło się tam przy aucie byłoby dużo bardziej życiowo.. Nagle podejmuje życiową decyzję, wraca, ale zamiast happy endu jest BUM! i finito.
No niby cały film był bajeczką (melodramat to chyba tylko w wątku z Fordem), ale jednak jakoś mi nie pasowała ta końcówka.
Widzę że zgadzamy się co do głównego bohatera;)
Grał fajnego faceta (acz epizodycznie) w serialu "Orphan Black" więc oczy mi się uśmiechnęły gdy go zobaczyłam:) Tu też grał dobrego fajnego faceta, a nawet pokazał klatę i kaloryfer, ale znawcy(?) określają go jako DREWNO.
Rozpływają się za to nad Fordem.
Aj tam, ja bym brała takie drewno na rozpałkę:)
Zamiast kaloryfera na zimę. Już widzę to ognisko i iskry (co by o wiórach i rąbaniu nie palnąć:))
Pozdrawiam
fakt, to co mnie uderzyło to kompletny "fairy tale". no ale, tak już melodramaty mają. tragiczna miłość i kochanek, co od czasu do czasu nie tylko na rumaku śmiga, ale i na pstrym koniu jeździ ;) zakończenie jest najtańsze z możliwych. widz widząc, tak cudowny romans chciałby, aby przetrwał w pomyślności do końca. najprostszym sposobem było przywrócenie bohaterki do ponownego stanu używalności ;) cały ten film to jeden wielki banał. niestety od banałów w melodramacie nie sposób się oderwać i konia z rzędem temu, kto uczyni je chociaż mało widocznymi. i muszę przyznać, że mimo dość niewielkiej roli, Ford pozytywnie zaskoczył. pozdr.
Usuńps. takie "drewno" leżałoby na honorowym miejscu przed moim kominkiem, jak skóra z niedźwiedzia ;)
Fabuła filmu jak najbardziej mnie zainteresowała, więc chętnie poświecę czas tej produkcji..
OdpowiedzUsuń