HERE jest jednym z nominowanych w zeszłorocznym festiwalu Sundance. I słusznie. Jest to zdecydowanie oryginalny i nieprzeciętny projekt, który wart jest zauważenia.
W sumie obejrzałam film wczoraj, ale i dzisiaj mam problemy z wykrzesaniem słów z siebie.
Niesamowicie emocjonalna historia o krótkim związku dwóch osób, które spotykają się na końcu świata. Ich relacja jest krótka, ale niesamowicie intensywna. Na tyle silna, że nie mam słów by ją opisać.
Nie jest to film wyłącznie o związku i nie uważam, że skończył się on wraz z upływem filmu. Jest to film o dojrzałości i konieczności podejmowania trudnych wyborów, nawet kosztem własnego szczęścia. Myślę, że nie jednej osobie trafiła się w życiu taka sytuacja. Wyrzeczenie powiązane ze stratą, która wyżera dziury niczym kwas i pozostaje do końca życia, gdzieś głęboko.
Film jest trudny. Narracja prowadzona może znużyć, ale to nie jest typowy romans. Raczej koncept autora na temat złożoności relacji międzyludzkich. Tych najbliższych.
Piękne role od mojego ulubieńca Ben Foster 'a i Lubna Azabal. Ta dwójka jest magią na ekranie i miło widzieć Foster'a w tak odmiennej roli od wszystkich wcześniej zagranych. Jest genialnym aktorem.
Jeśli dodamy do tego specyficzną, ambientową ścieżkę dźwiękową i piękne widoki Armenii, można odpłynąć razem z bohaterami.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))