Bracia Duplass lubują się w bohaterach neurotycznych. O ile bohater
Cyrus w całej swojej złożoności był zabawny i w pełni autentyczny, o tyle dwaj bracia w JEFF, WHO LIVES AT HOME są przekoloryzowani.
Jestem w stanie uwierzyć, że meteoryt może wylądować na moim tarsie, ale nie uwierzę, że dwa razy w ciągu roku. To samo mogę powiedzieć o bohaterach. Tytułowy Jeff (Jason Segel) podobnie, jak bohater CYRUS jest synusiem mamusi, który nie oderwał się jeszcze od jej spódnicy. Ma 30 lat, żyje na jej wikcie i absolutnie nie ma ochoty i pomysłu na to, by się usamodzielnić. Kompletnie ogarnięty manią predestynacji, nie zrobi nic póki ktoś lub coś nie napisze mu na ścianie, niebie, samochodzie lub desce od kibla, gdzie ma iść, z kim pogadać, lub co zjeść. Zamknięty w swoje ramy, żyje we własnym świecie i raczej jest mu w nim dobrze. Kompletnym jego przeciwieństwiem jest Pat (Ed Helms). Przykład mitomana i oportunisty. Niewiele mu w życiu wychodzi, a z pewnością mniej, niż o nim opowiada. Małżeństwo jest porażką, praca niemiłym obowiązkiem, a brat to piąte koło u wozu. Nad tym wszystkim czuwa matka (Susan Sarandon), która świetnie sprzedaje innym rady, nie potrafiąc przy tym zrobić porządku na własnym podwórku.
I tak mamy kompletną rodzinkę życiowych nieudaczników. Są tak sfiksowani, że jest mi trudno uwierzyć, że mogą w komplecie, razem, noga przy nodze, chodzić po tej ziemi.
Fabuła, nie jest skomplikowana. Sam film realizacyjnie też nie razi. Szkoda tylko, że bracia Duplass po sukcesie CYRUS postanowili kroczyć dalej tą samą ścieżką. Szkoda, ponieważ w tym przypadku obawiam się, że nie tędy droga. Brakuje mi lekkości z CYRUS i bohatera, który jest zabawny, zakręcony i jednocześnie łatwo można się z nim utożsamić.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))