SYNOWIE NORWEGII niewiele mają wspólnego ze swymi przodkami. To bardzo wyzwolony mentalnie naród. Zmiany w świadomości społeczeństwa trwają latami. W przypadku tego filmu autor zabiera nas do Norwegii końca lat 70-tych. To czasy końca epoki hipisowskiej i wschodzącego punku.
Tradycyjna norweska rodzina lat 70-tych to w oczach Jens Lien ' a hipisowskie małżeństwo. Ona Pani domu, wychowująca dwójkę synów. On Pan architekt. Kasa jest. Miłość jest. Teoretycznie nic nie wróży różnic w stosunku do przeciętnego schematu rodziny. A jednak. Świadomość polityczna tej pary wywiera ogromny wpływ nie tylko na dzieci, ale również na środowisko w którym żyją. Ich niechęć do konsumpcjonizmu, hipisowskie hasła, wyzwolone tezy i prokomunistyczne myśli są bardzo postępowe. Powiem szczerze, że trochę dziwią biorąc pod uwagę status życia, jaki wiodą. Ale najwyraźniej ideologia i kasa potrafi iść w parze. Tragedia rozpoczyna się w momencie śmierci żony. Jej wypadek mocno pobudził emocjonalnie najstarszego z synów, który z grzecznego chłopca, stał się postępowym punkiem.
Ten film nie jest pochwałą życia w komunie, czy anarchii. To raczej gorzka opowieść o rozbitej tragedią rodzinie. O tym jak ogromny wpływ ma ona na jej strukturę. To również opowieść o specyficznej relacji ojciec-syn. Pewnego rodzaju sztamie, którą trzymają. Jest ona na tyle oryginalna, na ile oryginalna jest idea życia i wychowania dzieci przez ich ojca. Nie ma on oporów, by zabierać kilkunastoletniego syna ze sobą na plażę nudystów, uprawiać przy nim seks, czy ostentacyjnie popierać łobuzerstwo. To trochę razi. Nie jestem, aż tak postępowa najwyraźniej. Tego typu metody wychowawcze są stanowczo ponad moje wyobrażenia.
Powiem szczerze, że sam film również jakoś szczególnie nie próbował mnie przekonać, by swój pogląd wychowawczy zmienić. A cały obraz jest lekko tendencyjny. Z pewnością oryginał, jakim jest przedstwawiona w filmie rodzina, jest na swój sposób intrygująca. O tyle w pewnym momencie pomysłowość się kończy na rzecz punkowej papki. Mało interesuje mnie historia powstawania punka, bo ją przeżyłam, a nawet gdybym nie, to sięgnałabym po dokument. W pewnym momencie film schodzi z drogi dramatu rodzinnego, na drogę kina familijnego z buntowniczym gówniarzem w tle, który swoje poglądy uzewnętrznia w kapeli. Nie bardzo przekonuje mnie ten obraz. I powiem szczerze, że jak na skandynawskie standardy prezentuje się słabo. Mimo to, najprawdopodobniej sięgnę po jeszcze jedną pozycję z rąk Jens Lien 'a :-).
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))