Jak to mówią budowlańcy, jestem prostą dziewczyną z wykopu i teoretycznie, nie mam jakiegoś wielce wysublimowanego poczucia humoru :-))) Generalnie bawi mnie wiele rzeczy... od totalnie głupich komedii w stylu GŁUPI I GŁUPSZY przez sarkazm i kpinę w CZTERY LWY, po świat absurdu MONTY PYTHONA. I liczyłam, po recenzjach w necie, że po takiej ilości dramatu, w końcu nadejdzie pewne psychiczne rozluźnienie w temacie. No i masz ci los. Dostałam pseudo czarną komedię o dwóch psychopatach, którzy są tak irytujący, że własnoręcznie miałam ochotę chwycić za te rude kłaki i zrzucić z butwiejącego mostu :-)
A tematyka aż się prosi o rozwinięcie skrzydeł. Wyprawy turystyczne mogą być przecież rewelacyjną pożywką dla wszelkiej maści historii od pornoli poprzez dramaty i romanse do horrorów. I komedii w tej tematyce też jest co nie miara. Na samą myśl przychodzi mi rewelacyjny cykl podróży z wypasioną rodziną Griswold'ów. Ktoś pamięta ??? To beczka śmiechu bez dna. Tutaj natomiast zastanawiałam się, czy to marna psychodrama, czy średniawa dramatyczna komedia. Powiem szczerze, dla własnego psychicznego dobra, obstawiam opcję drugą. Bowiem o analizie porąbania i pojebania bohaterów nawet nie chce mi się myśleć :-))) Wątek z matką bohaterki jest przecież bardzo wymowny.
Zawsze fascynowały mnie wyprawy podróżnicze. Nigdy nie miałam zmysłu planistycznego. Jak już cokolwiek uda mi się zaplanować to na za tydzień a i tak większość wychodzi ad hoc. Bohaterowie filmu są równie bezwzględni w planowaniu, co w mordowaniu. Przebieg wyprawy doprowadzony do perfekcji. A miejsca wizyt, cokolwiek budzą wątpliwości. Muzeum tramwajów, ołówków....??? No cóż, jak to mówią najbardziej pospolite jednostki zazwyczaj kryją kompletnie niepospolite zainteresowania ;-))) I chyba właśnie to co najbardziej bawiło, to absurd który krył się za pewnymi sytuacjami. Niestety takich scen było jak na lekarstwo. Scena rozjechania rowerzysty, zepchnięcia kolesia w dziwacznej tubie, czy lizanie tyłka przez psa... to niewiele jak na półtoragodzinną komedię. Rozwój morderczych zachowań u Tiny przypomina mi przepoczwarzenie się owada. Nagle z zahukanej, podporządkowanej matce dziewczyny staje się pełnokrwistą, stanowczą kobietą, świadomą swoich upodobań i celu, który sobie obrała. A moment, w którym uczeń przerasta mistrza w swym zbrodniczym procederze (wymowna scena końcowa), to najzabawniejszy motyw filmu. Reszta raczej irytuje. A i sam film również lekko przynudza.
Trochę się zawiodłam, mówiąc krótko. Liczyłam na fajną brytyjską komedię z dużą dawką ironii i sarkazmu, jak to miało miejsce w FOUR LIONS. Niestety okazało się, że obśmiechujka muzułmanów-terrorystów nadal pozostaje niedoścignionych wzorem. A szkoda... brytole mają talent w tworzeniu mega zabawnych komedii. Najwyraźniej jednak nie ma go Pan Ben Wheatley. Albo inaczej... nie należę do grupy, której humor tego Pana jakoś szczególnie bawi.
Moja ocena: 5/10
Mnie się ten film nawet podobał, ale nie tylko ze względu na komizm. Oceniłem na 7 :)
OdpowiedzUsuńLiczyłam na zabawną komedię... fajny, oryginalny scenariusz, ale za mało zabawnych scen, choć niektóre byłby wyczesane
UsuńJa liczyłam na fajną,czarną angielską komedię,a dostałam średniawe studium przypadku dwojga marnych psychopatów...po filmie siedziałam zszokowana,bo nie wiedziałam czy mam sie śmiać czy płakać...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam