Bardzo długo czekałam na ten seans, a wszystko dlatego, że napisy pojawiły się dopiero teraz. I cieszę się ogromnie, że nie poddałam się i byłam cierpliwa do końca. Warto było czekać tak długo.
Lubię kino izraelskie. Z jednej strony jest ono mocno przepełnione religijnym mistycyzmem, z drugiej konfliktem narodowo-religijnym z Palestyną. Trudno mi wybrać, który wątek wolę bardziej. Jedno wiem na pewno, choć nie jestem religijna w ogóle, tematyka mistycyzmu żydowskiego absolutnie mi nie przeszkadza. Może dlatego, że jest to dla mnie, w pewnym sensie, obrządek nie z tego świata.
WYPEŁNIĆ PUSTKĘ to film wbrew mocno obyczajowej tematyce bardzo religijny. Fabuła jest niezwykle prosta, ale skomplikowanie jakie serwują sobie bohaterowie mocno zapętla historię, a i atmosfera filmu robi się ciężka.
Rama Burshtein na swój debiut filmowy wybrała sobie bardzo uniwersalną tematykę osadzoną w niezwykle ortodoksyjnej zasłonie. To historia dziewczyny, która pochodzi z bardzo religijnej, żydowskiej rodziny. Gdy jej siostra umiera przy porodzie, jej matka postanawia wyswatać ją z mężem jej zmarłej, pierwszej córki, by nie stracić kontaktu z osieroconym wnukiem.
Już na samym wstępie można by osądzać kobietę i jej postępowanie. Jednak reżyserka wyznaje bardzo mądrą zasadę. To okoliczności kierują naszymi wyborami, a nie nasze chęci. Z drugiej jednak strony musimy zrozumieć kwestie małżeństw aranżowanych wśród żydowskich ortodoksów. W tych rodzinach czas się zatrzymał. Jakby utkwiły w czasoprzestrzeni. Gdy wokół tętni nowoczesne życie, pełne luźnych relacji i liberalnych poglądów, ci ludzie mają swój własny świat. Świat tradycji, zasad i boga. Dla nich poświęcenie nie jest tragedią.
Każdy z nas wczuwając się w postać głównej bohaterki czuje nieszczęście i ból płynący z konieczności poślubienia mężczyzny, którego nie kocha. Jednak ona kieruje się w życiu innymi zasadami, niż my. Dla niej tradycja, religia, a przede wszystkim rodzina jest najważniejsza. I choć rabin próbuje jej uzmysłowić, że uczucia też są ważne. Ona mocno wierzy, że małżeństwo to kolejne zadanie, które musi wykonać, tylko po to by uszczęśliwić swych najbliższych. I tu jest pewien paradoks. Mimo wyzbycia się własnych pragnień, dziewczyna nie robi z siebie cierpiętnicy, która biczem smaga plecy co piątkowy poranek. To normalnie funkcjonująca kobieta, która jedynie myśli ma odmienne od większości z nas. I ten właśnie odmienny światopogląd, który kłóci się ze współczesnym rozluźnieniem obyczajów i generalnym brakiem zasad jest fascynujący i piękny.
Autorka jednak nie zostawia nas z tematyką wyborów tak szybko. Dotyka innego, głębszego dna. Nie tylko bowiem poświęcenie siebie dla innych jest motywem kierującym postępowaniem bohaterki. To by było zbyt proste. Burshtein w bardzo inteligentny i delikatny sposób pokazuje nam pozycję kobiety w tradycyjnej żydowskiej rodzinie. To osoba, której miejsce zawsze będzie dwadzieścia stóp za mężczyznami. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek równouprawnieniu. Jej rola w życiu jest prosta. Rodzi się po to, by młodo wyjść za mąż. Rodzić dzieci, wychowywać je i prowadzić szczęśliwy dom. Oczywiście nie musi uszczęśliwiać mężczyzny, ponieważ spełniając powyższe przesłanki już to robi.
Reżyserka zastanawia się więc, jaka jest pozycja kobiet niezamężnych ? Tych, które nie miały tego szczęścia, by młodo wyjść za mąż. Nie są one wprawdzie wykluczone z lokalnej społeczności za swoje staropanieństwo. Jednak sposób ich traktowania przez kobiety i mężczyzn, a zwłaszcza kobiety jest wyjątkowo bolesny i okrutny. Przypominanie im, na każdym kroku, o konieczności poślubin jest jak wbijanie kolejnej szpilki w laleczkę voodoo. Te psychiczne tortury powodują, że młode dziewczyny nie chcąc zaznać podobnego dyshonoru uciekają w małżeństwo z konieczności.
To co jednak mnie poruszyło najbardziej to powolne podporządkowywanie się i uczenie miłości. Okazuje się bowiem, że miłości też można się nauczyć. Albo inaczej. Można wykształcić w sobie pewien rodzaj uczucia, który jest bliźniaczo podobny do miłości, a jeszcze nie jest przyzwyczajeniem. Może jest to iluzja, czy samookłamywanie siebie ? Każdy z nas przecież, niezależnie od szerokości geograficznej, czy wiary potrzebuje miłości do życia, jak wody.
Reasumując. Bardzo dobry obraz. Surowy w kadrach. Świetne ujęcia. Bardzo dobre kreacje aktorskie. A przede wszystkim idealnie odwzorowanie kultury chasydów. To bardzo specyficzni ludzie. Miałam okazję poznać paru. Ogromnie religijni i bardzo zamknięci w swojej enklawie. Jednak to co faktycznie poraża to ich nastawienie na pomoc bliźniemu w potrzebie i niezwykle mocne więzi rodzinne. I Burshtein, moim zdaniem, idealnie to przedstawiła w filmie. Nie ma tutaj nachalności i przerysowania. To po prostu chwile urwane z życia przeciętnej, ortodoksyjnej, żydowskiej rodziny. No i tematyka. Niby to melodramat, niby to ckliwe i chwytliwe i ogólnie wszystkim znane i nie jeden film wytarł sobie tą tematyką już gębę, a jednak... Bardzo mądrze dobrany scenariusz, a przede wszystkim rewelacyjny sposób na przekazanie kilku prawd życiowych w tak prostych kadrach.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))