Ten film bardzo przypomina mi filmy Barei i czasy PRLu. Historia opowiada losy biednego rybaka ze strefy Gazy, który próbując zarobić na chleb w pewnym momencie wyławia świnię. Oczywiście, każdy laik rozumie powagę sytuacji. Świnia dla muzułamnów jest znakiem nieczystości i kary bożej. I takim oto trafem spokojne, choć surowe życie bohatera zmienia się w zbieg dziwnych i komicznych zdarzeń. Ilość kombinacji alpejskich, jakie bohater musi opanować, cwaniactwa i kombinatorstwa, jakie zastosować jest żywcem wyjęta z czasów, w których królem półek sklepowych był ocet.
Ta komedia jest jedną wielką alegorią. Odnosi się do stosunków palestyńsko-izrealskich i wszelkiego rodzaju absurdów, jakie palestyńczycy spotykają na co dzień żyjąc w warunkach przypominających jedno wielkie getto. Niestety na to getto połowa świata przyzwala, a połowa przymyka oko. Ja tego nie rozumiem. Zwłaszcza, że byłam w strefie Gazy i Palestynie. Byłam w Izraelu. Dla mnie to jest kosmos nie z tej ziemi. I mając w głowie nazistowską historię, tym bardziej przez głowę mi ta geopolityczna efemeryda nie przechodzi. Podziwiam tych ludzi, bo żyjąc w tak pieskich warunkach, trzeba mieć w żyłach determinację i silną wolę inaczej można utopić się we własnym ubóstwie.
Ale wracając... patrząc przez pryzmat własnego podwórka można wysunąć wniosek, że niezależnie od podłoża politycznego, gospodarczego, czy religijnego, każda władza autorytarna i obostrzenia wymuszają w ludziach pewnego rodzaju cwaniactwo. Człowiek z natury jest leniwy. I gdy mu przyzwolić na lenistwo i dać do tego odpowiednie podłoże, raczej nie myśli o zbytnim wysiłku, bo i po co. Mało kto lubi iść pod wiatr, zwłaszcza gdy w twarz w bonusie dostaje tzw.poziomym deszczem. Jeśli bowiem mam co do gara włożyć, to niech się dzieje co chce, mnie jest dobrze, nie muszę oponować. Wystarczy jednak sprawić, że gar będzie pusty i nagle pewna żarówka w naszym mózgu się zapala. Nagle znajdujemy możliwości tam, gdzie wcześniej ich nie dostrzegaliśmy. Nagle potrafimy zrobić coś z niczego. Nagle potrafimy zrobić cokolwiek, a nie tylko wsadzać dupę w samochód i jechać do sklepu, by to coś kupić. Tak było w PRLu i podobnie, wręcz bardzo, jest w przypadku bohaterów filmu.
Arabowie to niezwykle przedsiębiorczy naród. Ale nie wynika to wyłącznie z ich natury. Ludzie są wszędzie tacy sami. Wynika to przede wszystkim z warunków, w jakich żyją. Autorzy filmu dostrzegli tę zależność i rewelacyjnie ją uwypuklili nadając ironiczny ton. Wyśmiewają po trochu żydowską fobię dotyczącą bezpieczeństwa, arabską religijność, czy kult dziewic i dżihadu. A imperialistyczna, brudna świnia staje się tu swego rodzaju lustrem. Dopiero bowiem w zetknięciu z jej obecnością, wszelkie absurdy i głupota ludzka wypływają na wierzch.
To przyzwoicie zabawna historia. Nie ma tu gagów, czy mega zabawnych sytuacji. Jest za to bardzo inteligentny dialog. Świetny humor ukryty w słowach i właśnie w symbolach. Na szczęście nie jest on jakoś szczególnie zakamuflowany i wysublimowany. Każda osoba mniej więcej orientująca się w kwestii różnic religijnych między muzułmanami, a żydami, znajdzie odpowiedni haczyk. Miałabym jedynie zastrzeżenie, co do niektórych rozwiązań w fabule. Nie lubię nadęcia i chamskiego wysuwania wniosków. Końcówka pod tym kątem razi. Scena kłótni na łodzi uwydatnia dość prostacko, że dialog między tymi narodami nie jest możliwy. Mimo to, jest to przyzwoity film z całkiem inteligentnym humorem. Nawet w sytuacjach wymagających powagi znajdzie się moment, w którym szczerze można się uśmiać.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))