No i Tommy Wirkola się sprzedał. Pełną gębą holyłud go kupił i pełną gębą wessał. Gdzie się podział kolo z niewybrednym poczuciem humoru z Zombie SS (2009) , czy obłędną masakrą filmowych ikon z Kill Buljo: The Movie (2007) ? Przecieram oczy ze zdumienia, bowiem z humoru chłoszczącego jak norweski mróz pozostały marne ochłapy, a znanej z ZOMBIE SS jatki, jest tyle, co na lekarstwo.
Fabuła jest tu mało istotna. Bowiem jest to reżyserska parafraza bajki o Jasiu i Małgosi. Może i był to dobry pomysł na przeróbkę dziecięcej historii. Może autor miał szczytny cel. Jednak mając w pamięci jego autorską kpinę z KILL BILL'a , tutaj niewiele z Wirkolowego szyderstwa zostało. Amerykanie są bardzo pruderyjni i z pewnością rękę na cenzurze położyli. Na to nie chce się patrzeć. Jest ciemno. Momentami nic nie widać. I tak de facto są dwie sceny, które zasługują na uwagę. Pierwsza to akcja z trollem na polanie. A druga końcowa jatka na sabacie czarownic. Dzięki bogu ten film trwał jedyne 90 minut inaczej poddałabym się w połowie.
Nowy film Wirkoli przypomina mi równie przerysowaną historię
Nieustraszeni bracia Grimm. I podobnie ten tytuł stał się totalnym niewypałem w niezwykłej filmografii Terry Giliam'a. Giliam jednak odszedł od durnowatej konwencji filmów popkulturowych i oby Wirkola również przejrzał na oczy. Inaczej ten tytuł jest smutnym początkiem końca tego Pana.
Cieszył udział, oczywiście będę nudna, Peter Stormare. Ale również długo niewidzianej, pięknej Famke Janssen. Poza tym nie widzę w tym filmie nic wartego uwagi.
Moja ocena: 3/10
Ja się wymęczyłem koszmarnie na tym filmie... i w sumie sam się sobie dziwię, że wytrwałem do końca. Troll o imieniu Edward rozłożył mnie na łopatki ;]
OdpowiedzUsuń