SEXY BEAST to specyficzny obraz kina gangsterskiego. Z jednej strony porachunki gangsterskie, rywalizacja o kobietę. Z drugiej strony autorzy niesamowicie rozbudowali psychologiczny dramat, jaki ma miejsce w pierwszej połowie filmu. Nawet gatunkowo ten obraz jest trudny do sklasyfikowania. Trochę tu kryminału, trochę psychologicznego dramatu, trochę thriller'a i jeszcze odrobina komedii. Mój ojciec zawsze mawiał, że o człowieku świadczy sposób jedzenia i porządek na talerzu. Powiem szczerze mnie ten bałagan jakoś nieszczególnie przeszkadza zarówno w odniesieniu do jedzenia, jak i do tego filmu :-). Koniec końców i tak wszystko skończy się jedną wielką breją. Pytanie tylko, czy smaczną :-).
Fabuła jest dość oszczędna i prosta. Były gangster Gal (Ray Winstone) wraz z żoną i przyjaciółmi zamieszkał na Costa del Sol. Z dala od przestępczego świata Anglii, z dala od zgiełku, za którym kompletnie nie tęskni. Skończył z karierą ganstera, osiadł na mieliźnie i ta myśl mu absolutnie nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Wydaje się być człowiekiem spełnionym i w pełni szczęścia. Słońce, leżak i żona to trzy rzeczy, które de facto są mu do życia potrzebne.
Problem pojawia się, gdy niespodziewanie na wyspie zjawia się dawny kolega Gala, psychol Don (Ben Kingsley). Don ma nakłonić głównego bohatera do powrotu na jeden skok na bank. I tu rozgrywa się iście szekspirowska tragedia. Powiem szczerze, że sceny, ujęcia i dialogi mocno przypominają przedstawienie teatralne. Bez utraty jakości. Wręcz przeciwnie. Oglądając ten film, faktycznie na myśl przychodzi świetny obraz Polańskiego ŚMIERĆ I DZIEWCZYNA, w którym główny dramat rozwijał się również między dwoma głównymi bohaterami.
Fabuła nie jest jakoś zbytnio wyszukana. Jednak środki realizacyjne jakie użył Jonathan Glazer są niesamowite. Ujęcia, zdjęcia, tempo akcji i muzyka (UNKLE) wszystko przywodzi klimaty z OCEAN'S Soderbergh'a. Najważniejszym punktem ciężkości jest jednak relacja Gal vs.Don.
Gal to człowiek szczęśliwy i pogodzony ze swym losem. Kocha swoją kobietę, kocha swoje życie i nic mu więcej do szczęścia nie jest potrzebne. Kasę ma, więc może lachę kłaść na szarą rzeczywistość. Z drugiej strony trudno mówić o szarzyźnie, będąc w takiej scenerii. Ile ja bym za to dała !!!! :-) Gal - twoje życie to dla mnie wzorzec :-)))
Na drugiej płaszczyźnie jest Don. To psychopata. Popapraniec jakich mało. Kingsley tą rolą zasługuje na Oscar'a. Przy nim wszyscy filmowi psychopaci, mogliby mu buty czyścić. Jest jak tornado. Pojawia się. Robi zamęt. Niszczy. I znika. Jest całkowicie nieprzewidywalny. Potrafi wpaść w szał zupełnie niespodziewanie. Śmieje się, jest miły i nagle .. jeb. Napierdziela wszystko i wszystkich, ni w pięć ni w dziewięć. Można powiedzieć, że ten facet to nie tylko urodzony morderca. Potrafi swoim uporem i zawziętością zniszczyć psychicznie każdą jednostkę. Nie ma oporów. Nie zna granic. Wywali z ciebie cały bród, zmiesza z błotem, a potem wsadzi z powrotem do twojej głowy z dopiskiem jesteś chodzącym zerem. Oczywiście nikt nie ma wątpliwości, że po takiej dawce negatywnych emocji, prania mózgu i zastraszania, miejsce tego kolesia powinno znaleźć się tam, gdzie gleba spotyka skałę macierzystą. I słusznie.
Można jednak wysnuć wrażenie, że ten film jest jakąś masakryczną emocjonalną jazdą w dół. Nic bardziej mylnego. Autorzy postawili na lajt. Bowiem dawka dobrego brytyjskiego humoru, prosto z blokowego rynsztoka, nadaje całości pewnego rozluźnienia w przyciężkim temacie. A scena końcowa, w której przyjaciel Gal'a opisuje genialne właściwości pigułki na trwałość fryzur, co tu dużo mówić, przewijałam trzy razy i za każdym razem rozbawiało mnie to do łez. Żeby było komiczniej lub ironiczniej, wydaje mi się, że to świetna pozycja dla optymistów. Nie ma bowiem innej opcji, jest albo "tak" albo "tak" . "Nie" zostało wykreślone ze słownika :-)
Autentycznie polecam ten film. Krótko mówiąc - jest świetny. Kingsley, Winstone - rewelacyjne aktorstwo. Wprawdzie reżyser Glazer popełnił średni film
Narodziny, ale autentycznie czekam na jego kolejną pozycję, która podobno ma już niebawem zobaczyć światło dzienne.
Moja ocena: 8/10
Kolejny film, o którym nie słyszałem, ale trafia na moją listę 'must see' :) A Kingsley jako psychol? Brzmi genialnie! :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie !!!! :-) Bez dwóch zdań :-)
Usuń