Zachodzę w głowę, jakie kryterium przyjąć do oceny tego filmu. Cóż... konwencja się nie zmieniła. Rodriguez czuje zabójczego blues'a i jara się łamaniem konwencji kina akcji. Nie są mu obce obrazoburcze obrazki, a że przy okazji nieźle się to sprzedaje, to czemu by nie kontynuować. To chyba ewenement w historii kina, kiedy to niezależna zajawka do filmu, tutaj: GRINDHOUSE, zrobiła tak piorunujące wrażenie i doczekała się własnej, długometrażowej wersji.
O ile jedynka pachniała świeżością, o tyle w dwójce Rodriguez postawił na utarte ścieżki, odciął kupony, ku radości wszem i wobec. To najwyraźniej wystarczający klucz do sukcesu, skoro kampowe wstawki sugerują kontynuację.
Cóż.... film jest głupi jak but, ujmując to kolokwialnie. Trudno jednak liczyć na wyżyny, kiedy formuła jest prosta i mało wymagająca. Ma być brutalnie, krwawo, brutalnie i z hałasem, no i jeszcze raz krwawo. Choć nowe zadanie Maczety jest szczytne - ocalić świat przed zagładą, nie ma tu sensu poszukiwać dramatyzmu. Rodriguez jeszcze bardziej, niż w pierwszej części, postawił na absurdy uśmiercania i środków do tego obranych. Jak nie jelitowa karuzela, to obowiązkowe rozczłonkowywanie i dziwaczne miejsca umieszczania broni palnej. Oczywiście bezsens dominuje. Jednak podchodząc do tego filmu, jak do formy bezmózgiej rozrywki, to przyznam - uśmiałam się kilkakrotnie.
Ogromnym plusem jest obsada. Świetnie zagrała Lady Gaga (i ja to powiedziałam ?!!). A tak na marginesie, rewelacyjny pomysł z postacią zabójcy pod pseudonimem Kameleon. Błyszczał Demian Bichir w roli psychopatycznego, schizofrenicznego szefa kartelu/agenta pod przykrywką. Zaskoczył Sheen. Rodriguez stworzył dla niego wymarzoną rolę ... siebie samego ;-), no prawie. Z pewnością przypomniał wszystkim swoje liczne, poza aktorskie talenta. A to tylko nieliczni z plejady naprawdę dobrych aktorów.
Z pewnością MACZETA to nie jest kino, które porażało będzie fabułą, logiką i rewelacyjnym CGI. Rodriguez do tej produkcji podchodzi wyjątkowo nisko budżetowo, nie licząc pewnie gaż aktorskich. Efekty są tandetne. Jednych może razić efekciarstwo kina lat 70-tych, choć dla mnie to akurat zaleta. Ogromnym mankamentem jest brak logiki, to swoisty bełkot ku chwale absurdu. A absurdów co niemiara. Film jest też nierówny. W sporo naprawdę fajnych dialogów i mistrzowskich sentencji Maczety, wplatane jest pretensjonalne gadulstwo. Jednak jestem w stanie wybaczyć Maczecie. Maczeta to ziszczenie wszystkich dżołków o Chuck'u Norris'ie, a Machete don't joke :-)
Moja ocena: 6/10
Danny Trejo - człowiek który boi się robić cokolwiek innego poza pracą. Podejrzewam że robi to ze względu na terapie. Niech robi.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, ale jak mu pomaga, niech robi ;-)
Usuń