Trailery zapowiadały niezły hard sci-fi. I już miałam się rozpływać w peanach, gdy moim oczom ukazało się średniej jakości story o zombiakach w kosmosie.
Co wyróżnia tę produkcję od ostatnio zalewanych nas sci-fi w kinie, to niski budżet i raczej mało znani twórcy, którzy za tym filmem stoją. Scenariusz powstał na podstawie opowiadania sprzed lat Sydney'a J.Bounds "Animatorzy". Scenariusz idzie trochę dalej od opowiadania i kładzie mocny nacisk na psychologię zachowań ludzkich pod silną presją.
Bohaterowie, którym zostały godziny do powrotu na Ziemię, muszą stawić czoło nieznanej bakterii, którą przypadkowo odkryli. Owa bakteria bombarduje układ krwionośny człowieka i zmienia go w "stwora" zachowaniem przypominającego zombiaka. Główni bohaterowie postawieni przed wizją unicestwienia muszą stawić czoło nie tylko groźnej infekcji, ale również samym sobie.
To pierwszy długometrażowy projekt Ruairi Robinson'a. I choć historia nie jest porywająca, wizualnie film jest naprawdę dobry. Jest to zasługa w głównej mierze operatora znanego ze współpracy z Andreą Arnold. I o ile piękno jego zdjęć w jej Wichrowe wzgórza (2011) zapierało wręcz dech w piersiach, tutaj momentami drażniło. Najciekawsze momenty rozmydlały się w ciemnościach lub w pyle marsjańskiego piasku. Drugim atutem z pewnością jest świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa.
Akcja to typowa sinusoida. Są momenty w których nabiera szaleńczego rozpędu i momenty, w których ostro zwalnia i nuży. Poprzez zabawę gatunkiem film balansuje pomiędzy horrorem, a sci-fi. I gdzieś tam pomiędzy zmusza nas do dogłębnej analizy psychologicznej jednostki postawionej w sytuacji ekstremalnej. Dość wymowna jest kwestia jednego z bohaterów, w której twierdzi on, że człowiek się nie zmienia, a postawiony pod ostrą presją, zawsze będzie walczyć wyłącznie o swoje. I w tym kierunku rozwija się akcja. Część grupy zdolna na poświęcenie, a część wyjątkowo zachłanna na poklask i ujawniająca ostry egotyzm. Z pewnością charakterystyka osobowości bohaterów jest bardzo uniwersalna. Odnosić ją możemy do postaw ludzkich w czasie wojny, sytuacji skrajnych typu wypadki, czy właśnie te proponowane w filmie. I jakby nie patrzeć, obraz człowieka jest ogromnym spektrum i kategoryzowanie na nic się nie zda.
Bez szaleństwa tym razem. Trochę się zawiodłam. Liczyłam na naprawdę mocne hard sci-fi. Dziecka z kąpielą jednak nie wylałam i obeszło się bez łez. To naprawdę przyzwoite sci-fi z domieszką horroru. Z pewnością nie można zarzucić filmowi braku oryginalności. Ja przynajmniej, nie przypominam sobie filmu o zombiakach w kosmosie i choćby z czystej ciekawości warto się z tym obrazem przeprosić :-).
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))