Ile bym dała, żeby nie pisać o tym filmie, ale muszę być konsekwentna inaczej życie się na mnie zemści :-) A trzy dni się zbieram.
Film można oceniać dwojako. Za fabułę i obrazki. Jak na debiut pełnometrażowy film jest mocno przeciętny. Fabuła może z lekka kontrowersyjna, ale opowiedziana w tak mdły sposób, aż wstyd. Można by wycisnąć z niej takie soki, które ostatecznie albo napawały by odrazą, albo zachwytem. Podobnie, jak film ADORE. Różnica taka, że w tamtym obrazie historia była tak opowiedziana, by widz nie przeszedł wobec niej obojętnie. Nie ważne, czy uraczony wizją seksualnych podbojów matek, czy też totalnie nią zniesmaczony. Ważne, że wzbudzał emocje. Jakiekolwiek, ale emocje były. SHELL natomiast jest jak chirurgiczne narzędzia, antyseptyczny. Patrzyłam na dziwny związek córki z ojcem i jakoś ta relacja zaciągająca kazirodztwem ani mnie nie oburzyła, ani zachwyciła. Wot, pokrzywiona przez życie rodzinka.
Film opowiada relację między córką, którą opuściła bardzo wcześnie matka, a jej ojcem. Żyją sobie, gdzieś tam hen daleko, na zadupiu hajlandów szkockich, prowadząc zapyziałą stację benzynową. Straszna bida u nich, aż dziw. Mimo, że ojciec dorabia sobie złomiarstwem samochodowym, w garach raczej skromnie. Chyba, że miejscowa dzika zwierzyna sama pod koła się napatoczy. I na tym kończy się treść. Cała reszta to otoczka zawiłych relacji tej dwójki. Ojciec jest schorowany, mocno wyalienowany ze społeczeństwa, wręcz gburowaty i ciągle zdołowany. Sama już nie wiem, czy dołuje go sytuacja materialna, fakt że brakuje córce matki, czy jego ciągoty do stopowania córki w jej indywidualnych sercowych wyborach, a może boli go, że dopuścił do tak znacznego zaangażowania się w rolę "kobiety" jego życia ?
A córka, tytułowa Shell, ma schizę zdrową. Wychowana od małego w tej dziupli przez ojca, dorosła już, traktuje go bardziej jako męża. Łasi się do niego, tuli, całuje, dotyka w sposób, który córkom jest niedozwolony. Oglądając ten film miałam problem z wyczuciem tej dziewczyny. Niby chce mieć chłopaka, normalność, swoje życie z rówieśnikami. Z drugiej zaś strony, gdy ma wybór, wraca do nory, ciężkiej harówy i marzeń o życiu z ojcem w sferze zarezerwowanej wyłącznie dla żony. Scena końcowa również niewiele wyjaśnia. Czy decyzja bohatera to próba wyzwolenia się od beznadziei życia, ciężka depresja, czy też jedyne wyjście by wyswobodzić córkę spod tej chorej relacji ?
Jakby nie patrzeć, film jest fatalnie skonstruowany pod kątem psychologicznym. Ciężko jest bowiem odczytać zachowania bohaterów. Nie sądzę, by byli aż tak zagmatwani w swym życiu, by odbijać się od ścian, jak piłeczka ping-pongowa. Dialogów tu na lekarstwo, a i one niewiele odkrywają. Atutem są z pewnością piękne lokacje i zdjęcia. Ta wietrzna kraina, chłodna i nieprzyjazna raczej, okiem kamery wygląda zachęcająco.
Bardzo dobra kreacja Joseph Mawle, ojciec w jego wykonaniu to taki typowy bohater romantyczny. Zagubiony, snujący się, nieszczęśliwy, zraniony w miłości, ale z twardą jak stal skorupą. Pomysł na scenariusz, w dobie filmów o kontrowersyjnej wymowie, też jest całkiem fajny i przejrzysty. Cóż z tego. Zabrakło zdecydowanie pomysłu, by ten pomysł sprzedać w formie czytelnej. A przede wszystkim, jak na tak kontrowersyjną tematykę, film nie wywołał we mnie żadnych emocji. Choć się prosi i krzyczy, by widzem rzucało.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))