Oglądając ten film nie mogłam oprzeć się wrażeniu, jak niewiele mężczyźni wynoszą z małżeństw, związków, łotewer. Parę koszul, gacie, skarpety. Może jakieś książki, jak nie troglodyta. I kilka płyt, jak meloman. Cały ciężar domu, dzieci, masa obowiązków i jeszcze większa odpowiedzialność zostaje po stronie kobiety. Oczywiście generalizuję, bo istnieją wyjątki w życiu, jak zawsze. Ale nie łudźmy się, tak wygląda większość rozpadających się związków.
Drugą sprawą, jaka mnie w filmie zafascynowała to tragedia rozstania. Jej impakt na dzieci, małżonków. Nikt nie kwestionuje traumy i załamania, jakie się przy tym przechodzi, ale fascynująca jest rekonwalescencja. Molekuły duszy zostają rozbite, ale czas, teraźniejszość, ba życie jest w stanie pozbierać i posklejać najdrobniejsze resztki w całość. A potem to już samo jakoś leci.... bez bólu, bez złości, bez załamania. Może tylko jakiś żal pozostaje. Żal tego co się zbudowało przez lata, a co tak łatwo jebło, pizgło, generalnie legło w gruzach. No ale coż, wstajemy i jak Bob Budowniczy, budujemy na nowo :-)
No tak... Susanne Bier i znów tematyka miłości, związków, relacji damsko-męskich. A niedawno rozpisywałam się na ten temat przy okazji WESELA W SORRENTO. To jej zdecydowanie wcześniejszy obraz. I zdecydowanie bardziej analizuje związek i jego rozpad. Małżeństwo z doświadczeniem, wygodne życie i nagle ten błogostan zostaje wstrząśnięty wypadkiem drogowym, jaki spowodowała małżonka głównego bohatera. Jej chęć zadośćuczynienia poszkodowanemu, który zostaje sparaliżowany i jego pięknej dziewczynie sprawia, że bezwiednie, nieświadomie wpycha w ramiona załamanej dziewczyny swego męża. Oczywiście mąż nie oponuje, wręcz przeciwnie. No i dalej, każdy się domyśli.
Piękny w filmie jest zmysł obserwatorski. Myślę, że nie byłoby to możliwe bez Dogmy. Zastosowanie kamery z ręki przecinane ujęciami, które pokazują nam marzenia bohaterów, nadaje filmowi niesamowitego realizmu. Druga rzecz to brak moralizatorskiego tonu. Bier pokazuje nam bez emocji powolne oddalanie się od siebie małżonków, głównie z inicjatywy męża. Tragedię chłopaka, spowodowaną bezwładnością rąk i nóg. I ta myśl, że jego piękna dziewczyna będzie musiała z tą tragedią męczyć się do końca życia jest dla niego nie do zniesienia. Konieczność rozstania sama buduje się w naszych głowach. To nie bohaterowie nam ją narzucają. Jest jakby naturalną myślą każdego człowieka będącego w takim położeniu.
No i sam ból rozstania małżonków. Gdy brakuje miłości. Gdy związek jest tylko lepianką zbudowaną z wychowania dzieci. Gdy kocha się inną osobę, a kłamstwo i ranienie osób, na którym nam zależy jest nie do zniesienia. Ból kobiety, która nagle zostaje sama z trójką dzieci. I dramat mężczyzny, który musi to wszystko porzucić, bo tak dalej się po prostu nie da.
Najbardziej antypatyczną postacią jest w filmie dziewczyna poszkodowanego chłopaka. Jest piękna, totalnie zagubiona, co można tłumaczyć dramatem sytuacji. Jednak jej brak zdecydowania, który kończy się niszczeniem innych jest absolutnie irytujący. No ale cóż, gdybyśmy wszyscy wiedzieli, czego od życia chcemy, tak w 100% ?!
Cudnie oglądało się ten film mimo założeń Dogmy. Nawet niedoświetlenie nie przeszkadzało. Tworzyło samoistnie nastrój. Kamera z ręki była nawet w pewnych ujęciach całkowicie na miejscu. Bardzo dobry scenariusz i rewelacyjne dialogi. No i genialne role całej czwórki, czyli małżeństwo - Mads Mikkelsen i Paprika Steen oraz poszkodowana w wypadku para - Sonja Richter i Nikolaj Lie Kaas. A tak na marginesie kompletnie nie rozumiem dlaczego Nikolaj Lie Kaas nie zrobił kariery na zachodzie. Niczym nie odstaje od Mikkelsen'a. Polecam.
Moja ocena: 8/10
Świetny cudowny film, choć bardzo, bardzo trudny. Pierwszy jaki widziałam S. Bier (oj, jak to już dawno było!). To w tym filmie zobaczyłam po raz pierwszy Mikkelsena (i zakochałam się) oraz wspomnianego przez Ciebie Kaasa. To prawda, nie zrobił takiej kariery jak Mikkelsen, choć też na nią zasługuje. Trudno powiedzieć dlaczego. Może miał mniej szczęścia, może Mikkelsen miał więcej grając dość ważne role u Refna, który pokochał kino amerykańskie, stał się reżyserem spod flagi także USA czy Wlk. Brytanii.
OdpowiedzUsuńW kazdym razie - film "Otwarte serca" wart uwagi. jeśli chodzi o fabułe, czy przesłanie, nie podejmują się dyskusji, musiałabym sobie wiele rzeczy przypomnieć. Cieszę się, że Ci się spodobał. Szczęścia w Nowym Roku życzę. :)
Ja Tobie również życzę wszystkiego dobrego, dużo szczęści i jeszcze więcej zdrowia, by to szczęście ogarnąć i masy dobrych, wartościowych filmów :-). Pozdrawiam
Usuń