Kolejny film, który musiałam nadrobić i kolejny brak wytłumaczenia mojej opieszałości. A przecież widziałam prawie wszystkie filmy Adriana Lyne i wszystkie te które obejrzałam są dla mnie wyjątkowe. Lyne tworzy filmy z niesamowitą lekkością. Jest również tematycznie wszechstronny. Potrafi z równym zaangażowaniem tworzyć horrory, thrillery, romanse, czy musicale. I każdy z tych filmów jest wręcz wzorcowy [9i1/2 TYGODNIA, FATALNE ZAUROCZENIE, LOLITA, FLASHDANCE, NIEMORALNA PROPOZYCJA, NIEWIERNA]. Nie trudno się zatem domyślić, że i DRABINA JAKUBOWA w niczym nie odstaje od swoich poprzedników i następców. Jest bardzo inteligentnym filmem opowiedzianym niezwykle intrygująco.
Bohaterem filmu jest Jacob Singer. Weteran wojny w Wietnamie, który kilka lat po powrocie zaczyna miewać dziwne halucynacje. Flashbacki z wojennej zawieruchy, w której został ranny. Wizje nieznajomych osób o demonicznych twarzach. Sny, których nie jest w stanie odróżnić od rzeczywistości. Zatarcie jawy ze snem, odmienne stany świadomości, wizje wręcz narkotycznie wzmacniają w Jacobie poczucie bycia częścią rządowego spisku i eksperymentu, któremu został poddany w Wietnamie. Czy rzeczywiście jest to prawda? Czy może jest to efekt halucynacji Jacoba?
Lyne niezwykle umiejętnie ukrył "clue" fabuły. Rozmył istotę problemu skupiając naszą uwagę na stanie zdrowia i skutkach ubocznych stresu powojennego Jacoba. Jako widzowie ulegamy umiejętnej manipulacji. Prowadzona narracja rozmywa się i przenosi punkt ciężkości skutecznie odrywając nas od pierwotnego założenia. Tą tezą jest ciężko ranny Jacob. Akcja urywa się i przenosi nas w czas, który Jacobowi wydawał się rzeczywisty. Słowem kluczem staje się czasownik wydawał. Wbrew pozorom DRABINA JAKUBOWA nie jest filmem grozy, ani studium psychozy, w które tak solidnie wciągnął mnie od samego początku Lyne.
[UWAGA! SPOILER] DRABINA JAKUBOWA to swobodna interpretacja wizji człowieka umierającego. Te prawie dwie godziny filmu opowiadają o momencie agonii i próbie pogodzenia się z własną śmiercią. Z życiem, które Jacob utraci. Z przyszłością, której nie będzie mógł doświadczyć. Z rodziną, której nigdy już nie spotka. Cały proces halucynogenny, psychotyczny to te kilka minut życia, które przecieka przez palce w chwili śmierci. Jakub układa sobie w głowie puzzle, wersje, warianty własnej przyszłości. Snuje opowieści: co by było gdyby? To one mają doprowadzić go do ostatecznej konkluzji: wszystko co się zaczyna, kończy się w naszej głowie. W naszym nastawieniu i podejściu do rzeczywistości, do praw, idei, ludzi. [KONIEC SPOILERA!]
Film poprowadzony jest na tyle dobrze, że do końca trudno odgadnąć ostateczne rozwiązanie. Dla osoby, której wydaje się, że może po piętnastu minutach rozwikłać sedno większości filmowych opowieści jest to ogromny atut. Zaskoczenie jest bowiem niebotyczne. Trudno mi nawet znaleźć mankamenty tego filmu. Zarówno od strony technicznej [wizje bohatera, halucynacje i majaki] obraz wypada nadzwyczaj autentycznie. Ciekawie ujęte motywy biblijne i zastosowana symbolika [imiona bohaterów, książki Jakuba, tytułowa drabina, szpital symbolizujący Czyściec]. Obsada, w której prym wiedzie Tim Robbins, choć i drugi plan nie zawodzi. Może odrobinę brakuje mi aury i duszności z filmów Polańskiego [WSTRĘT, LOKATOR, DZIECKO ROSEMARY], który tak genialnie maluje moment upadku postrzępionego, ludzkiego umysłu. Są to jednak drobiazgi, na które pewnie większość nie zwróci uwagi. Tym bardziej więc, polecam!
Moja ocena: 8/10
Boże, ile to już razy zaczynałem "Drabinę Jakubową", wielokrotnie w telewizji, kilkukrotnie z kompa, nigdy nie udało mi się dobrnąć do końca seansu - nie z przyczyn filmowych sensu stricto. Zupełnie jak z "Krollem" Pasikowskiego, nigdy nie dotrwałem do końca, zawsze coś stawało na drodze... Może wreszcie się uda, 8/10, wow, rzadka to nota w progach bloga Twego... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWarto...końcówka jest pełnym zaskoczeniem i kwintesencją tego filmu :-)
Usuń