LIFE nie jest pierwszym filmem biograficznym znanego ze współpracy z zespołem Depeche Mode, Antonem Corbijnem. W 2007 roku nakręcił dramatyczną, monochromatyczną biografię lidera Joy Division, Iana Curtisa. Odnoszę wrażenie, że Corbijn nie lubi kręcić filmów współczesnych. Ponownie przenosimy się bowiem w daleką już przeszłość. To historia specyficznej przyjaźni między aktorem Jamesem Deanem, a fotografem magazynu Life, Dennisem Stockiem.
Panowie poznają się w czasach, kiedy Dean był jeszcze mało znanym aktorem. Stock widząc potencjał w młodym aktorze postanawia zrobić z nim sesję zdjęciową. Początkowo niechętny Dean łamie się, a efektem będą słynne do dziś fotografie Deana w oryginalnej scenerii.
Corbijn w kontrowersyjny sposób przedstawiam postać aktora i fotografa. Dean jawi się w tym filmie nie tylko jako jednostka zagubiona, dręczona traumami z dzieciństwa, niezdolna do przystosowania się, ale i bardzo wrażliwa. W wielu sytuacjach zachowuje się jak dziecko. Jest chaotyczny i niezorganizowany, ale i butny. Dennis Stock to kompletne przeciwieństwo Deana. Uparcie dąży do celu, choć niepozbawiony jest wad. Jedną z nich jest brak odpowiedzialności i zaniechanie bycia ojcem.
Corbijn jak na twórcę genialnych teledysków i fotografii stworzył wizualną perełkę. Piękne zdjęcia i genialna ścieżka dźwiękowa, która powinna zadowolić fanów jazzu. Nie da się ukryć, że LIFE czerpie pełnymi garściami z kina noir. Duszna atmosfera, skomplikowani bohaterowie, a wszystko w oparach alkoholu i dymu papierosowego. Film Corbijna przywołuje w pamięci całą serię filmów drogi bazujących na literaturze beat generation.
Nie jest jednak pozbawiony wad. Pierwsza z nich to bardzo monotonna narracja. Momentami przynudzająca i bez większego znaczenia. Corbijn próbuje genialne fotografie Dennisa Stocka ubrać w fabułę. Niestety nie obronił się. Drugim mankamentem jest, i tu z żalem piszę, aktorstwo. Roberta Pattinsona jedni lubią, drudzy nie i tych drugich świetnie rozumiem. Ja natomiast dostrzegłam potencjał Pattinsona w filmie ROVER, czy ostatnich obrazach Cronenberga seniora. Wprawdzie Robert zagrał przyzwoicie postać fotografa, o tyle jest to naprawdę minimum jego aktorskich możliwości. Również Dane DeHaan, którego uważam za niezwykle utalentowanego aktora młodego pokolenia, nie zrobił na mnie wrażenia, wręcz irytował. Kompletnie nie pasował wizualnie do roli Jamesa Deana, a jego sposób mówienia był karykaturalny, zbyt nonszalancki, wręcz bełkoczący.
LIFE okazał się rozczarowaniem, ponieważ zarówno fabuła, jak i umiejętności Antona Corbijna wskazują na ogromny potencjał. Niestety Corbijn zdecydowanie lepiej ukazuje rzeczywistość, niż ją opowiada.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))