Jon S. Baird nie jest znanym angielskim reżyserem. Kręci niewiele i równie rzadko. Ostatni jego film oglądałam 6 lat temu. I od tego czasu cisza... Choć Cass (2008) zrobił wrażenie, czas który od tamtej chwili upłynął sprawił, że kompletnie wymazałam tego reżysera z pamięci. A szkoda... Po obejrzeniu FILTH mogę śmiało umiejscowić jego nazwisko obok nazwisk głównych twórców brytyjskiego nurtu kina społecznego: Arnold, Leigh, czy Loach. Choć FILTH bliżej jest do klimatów TRAINSPOTTING Boyle'a, niż któregoś z tytułów wspomnianych wyżej twórców, to "realizm zlewu kuchennego" jest tutaj wszechobecny.
FILTH nie opowiada wielce złożonej historii. Fabuła jest prosta jak budowa cepa i to jej ogromny atut. Główny bohater, policjant Robertson, ma wielką chrapkę na awans zawodowy. Problem w tym, że takich jak on jest kilku. Robertson jest zdesperowany i zmotywowany jednocześnie. Kombinuje więc jak koń pod górę, by z wyścigu po stołek wyeliminować konkurencję. Cały urok filmu polega zarówno na jego humorze, jak i dialogach. Humor to przede wszystkim przezabawne pomysły bohatera na skompromitowanie swoich kolegów po fachu. Nie ma takiej rzeczy, której by się nie podjął. Jest zepsuty, zdeprawowany i nieziemsko zmotywowany. Jak walec rozgniata swoich konkurentów. I gdy finisz już czai się za rogiem musi stawić czoło największemu i najgroźniejszemu przeciwnikowi... samemu sobie.
Mogłabym tu opisywać złożoność charakteru, jaki posiada
Robertson. Nie jest to bowiem człowiek nastawiony wyłącznie na cel. To
postać zagubiona i psychicznie zniszczona. Wiele w nim żalu, który
skutecznie przykrył złością i obudował szczelnie fantazjami. I o ile to
człowiek, którego nie da się lubić, o tyle szczerze można mu współczuć.
"Filth" to
jedna z lepszych komedii, jakie w tym roku obejrzałam. Mocno gorzkich
komedii. Jak to bywa w brytyjskich filmach społecznych widz zostaje
spuszczony do rynsztoka. Spotyka się z najróżniejszej maści zepsutymi
lub też mocno zagubionymi osobnikami. A ich rozterki jeszcze bardziej
pogłębia środowisko, w którym przebywają. I może dlatego tak bardzo nowy
film Baird'a przypomina mi klimaty z "Trainspotting". Może nie tak
radykalnie, ale i w "Filth" bohater zniża się do poziomu mrówki, nie ma
oporów przed deprawacją i otoczony jest światem, który na trzeźwo nie
sposób oglądać.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu ten obraz przypadnie do gustu. Nie ma tu różowych flamingów przy basenie. Damy nie są wyfiokowane. A Panowie nie palą cygar w klubach golfowych. To rynsztok wypełniony zgnilizną i syfem. Nikt tu nie ma oporów, a wartości moralne zostały spuszczone wraz z porannym moczem. I gdyby nie rewelacyjne dialogi, świetna ścieżka dźwiękowa i kreacje od najlepszych wyspiarskich aktorów, można by sobie palnąć z dwururki.
Absolutnie polecam!
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))