Kiedy lata temu oglądałam losy Birkuta towarzyszyło mi przemieszane uczucie dumy za odwagę Polaków oraz nadziei w naszą waleczność i umiejętność mobilizacji. I kiedy Wajda chwycił za kamerę, by stworzyć film o Wałęsie paradoksalnie nadzieję zastąpiła trwoga. Jesteśmy dziwnym narodem. Nie potrafimy szanować autorytetów. Przez wieki ich nie mieliśmy. Lata komuny, zaborów i zmuszania społeczeństwa do wielbienia fałszywych proroków wytarło w nas zdolność szanowania i doceniania trudu innych niezależnie od ich wad i przywar. Jedynie Papież wybija się ponad tą średnią, ale i tu nasza wiara i wyszarpany na barach katolicyzm odcisnął swoje piętno. I co teraz, w chwili kiedy mamy wszystko o co Ci ludzie walczyli ?? Czy potrafilibyśmy się zjednoczyć, stanąć ramię w ramię i przełamać bariery polityczne, społeczne i ideologiczne, które nasz kraj teraz dzielą ? Wątpliwość i sceptycyzm mnie ogarnia. Wprawdzie mamy upragnioną swobodę, wolne związki zawodowe, możemy wyrażać wszem i wobec swoją opinię bez obawy przed utratą życia i zdrowia, to jedyny nasz sprzeciw jaki potrafimy wyrazić wobec tego złodziejskiego Państwa to te kilka pustych frazesów w komentarzach internetowych i olanie przywileju wyborczego. Czy rzeczywiście jest nam tak źle ?
Film o Wałęsie to zacny pomnik, jaki postawił mu Wajda z Głowackim. Trzeba przyznać, że ten drugi oddał całą esencję Lecha w dialogach. Nie zabrzmiały one karykaturalnie, jedynie świadczyły o prostocie człowieka, który przeskoczył przez płot, a który tak podzielił Polskę i nadal dzieli. Nie należy mylić prostoty z prostactwem, bo Wałęsa prostakiem nie jest. Każdy człowiek ma swoją ideę wpojoną i ma prawo ją wygłaszać pod warunkiem, że nie krzywdzi ona drugiej osoby. Dzisiaj te granice wolności w wypowiadaniu swoich opinii się zacieśniają. Co rusz, poprawność polityczna nam mówi, co jest poprawne a co nie. Czy naruszamy czyjąś godność słowem czarny, czy pedał, czy nie. Za chwilę okaże się, że do tego zacnego grona trafią słowa matka i ojciec, które zastąpi rodzic. Śmiać mi się chce, ale to śmiech przez łzy. Z jednej strony cieszę się wolnością, którą wywalczyła Solidarność w '89, z drugiej strach mnie oblewa przed wizją przyszłości, która buduje się na naszych oczach, a której cicho przyzwalamy. Nasza inercja, jest jak otępienie. Sama już nie wiem, czy to z lenistwa, czy obudowania się kredytami i dobrami materialnymi, których utrata jest wizją zatrważającą.
WAŁĘSA Wajdy jest zamknięciem jego idei filmów o CZŁOWIEKU Z... Bardzo fajnie nawiązuje do swych poprzedników i równie fajnie miesza zdjęcia z wcześniejszych filmów, jak i telewizyjnych relacji. Dzięki temu nie odczuwamy oderwania od fabuły, wręcz czujemy jej ciągłość. Na uwagę zasługuje również muzyka Pawła Mykietyna i rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, która przeniosła mnie do czasów dzieciństwa. I ogromny szacunek dla Więckiewicza, który genialnie oddał Wałęsę, nie tylko w sposobie mówienia, ale i mimice, czy gestykulacji.
Niestety ten film nie wybija się niczym ponadprzeciętnym, by faktycznie uznano go w świecie. Film jest przyzwoity, jednak to nie ten sam Wajda, którego pamiętam przy okazji opowieści o Birkucie. Nie czuć tej atmosfery walki, strachu, bezsilności, osaczenia i terroru. To przyzwoicie zobrazowane wydarzenia z życia i działalności Wałęsy. Fajnie, że chociaż postarano się przybliżyć nam jego relacje z żoną, którą autentycznie podziwiam za tę gehennę, którą musiała przejść. Wajda może nie sięgnął poziomem swych poprzednich filmów i nie wywołał wielkich emocji, dotknął jednak ważnej kwestii - szacunku. Nauczymy się szanować autorytety, nie przez pryzmat tego co mówią, jak wyglądają, ale tego co zrobili.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))