Jak tylko dowiedziałam się, że w zasięgu mojej ręki jest nowy film Giorgos Lanthimos 'a (Kiel (2009)) nic nie mogło mnie powstrzymać, by jak najszybciej go obejrzeć.
KIEŁ oglądałam w 2010 roku. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Do dzisiaj nie ma filmu, który tak mnie poruszył swoją oryginalnością, świeżością i dramaturgią. Można powiedzieć, że w moich oczach jest to film, który zbliżył się najbardziej do ideału.
Trudne zadanie miał Lanthimos przed sobą. Z jednej strony stworzyć coś lepszego, niż KIEŁ jest prawie niemożliwe, w końcu nie ma ideałów. Z drugiej, utrzymać poziom, to najlepsza opcja z możliwych, ale równie trudna co pierwsza, gdyż poprzeczka ustawiona jest bardzo wysoko. Można więc obrać dwie strategie, albo próbować zdobyć szczyt tą samą drogą po raz drugi i może się uda, albo obrać inną ścieżkę i zaryzykować.
W przypadku ALPY, reżyser postanowił nie ryzykować. Obrał drogą najbardziej bezpieczną z możliwych, a jednocześnie, mam wrażenie, że ukręcił tym bat wokół własnej szyi. Historia, którą stworzył, nie jest niczym odkrywczym w porównaniu z KIEŁ. Wręcz powiela pewne schematy. Jest równie absurdalna, kpi z norm społecznych i nakreśla bohaterów, którzy albo są wariatami, albo prorokami. Obstawiam wariant pierwszy.
ALPY to grupa ludzi, którzy "polują" na rodziny, w których umiera ktoś bliski. Dzięki jednej z bohaterek, która pracuje w szpitalu, mają możliwość poznania członków owych rodzin i złożenia dość dziwacznej oferty. Polega ona na odpłatnym udawaniu zmarłego przez określony okres czasu. Oczywiście między kolegami owej grupy zachodzą dziwne relacje. Zażyłość mocno przeplatana jest brutalną rywalizacją. Z jednej strony panuje tutaj atmosfera współpracy i wzajemnej pomocy, z drugiej nie obywa się bez brutalności i agresji wobec siebie.
Lanthimos stworzył dość dziwny świat. KIEŁ również był mocno absurdalny. Jednak za skutki odpowiedzialna była para rodziców, którzy postanowili w dość oryginalny sposób wychować swoje potomstwo. Zamknięci od świata, stworzyli swoją enklawę, nie robiąc przy tym hałasu wokół siebie. Wszystko odbywało się, jakby poza społeczeństwem. Odwrotnie jest w ALPY. Tutaj bohaterowie również stworzyli firmę, która obraca się na dość makabrycznym absurdzie. Jednak wszyscy zaangażowani nie są ze sobą spokrewnieni. A całe to zamieszanie ma ogromny wpływ nie tylko na otoczenie, ale i społeczeństwo, które w moich oczach zbyt łatwo się podporządkowuje. Generalnie, odnoszę wrażenie, że momentami fabuła tworzona jest na siłę. Brak pomysłów rekompensowany jest siłą absurdu.
Nie jest to film łatwy w odbiorze. Może nawet trudniejszy od KIEŁ. Zbyt dużo niedomówień i znaków zapytania wobec sytuacji, bohaterów, ich poczynań, sprawia że całość jest ciężko przyswajalna. Mnie mnogość niewiadomych odrzuciła. Odrzuca mnie również absurd. Z jednej strony świat przedstawiony jest realny, z drugiej zachowania ludzi są jakby nie z tego kosmosu. Nie łykam nowej koncepcji, wizji reżysera. Jego odrzucenie konwenansów tym razem spaliły na panewce.
Z pewnością jest to kolejny, ciekawy pomysł na film. Jednak może lepiej dla autora byłoby oderwanie się od poprzednika i próba stworzenia czegoś nowego. Mnie tym razem nie przekonał. Chociaż bardzo fajnie oglądało się po raz kolejny bohaterkę Attenberg (2010) Ariane Labed i KIEŁ Aggeliki Papoulia.
Moja ocena: 5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))