Dałam się naciągnąć na horror, a 13 GRZECHÓW to soczysty thriller, który czerpie inspiracje pełną garścią z filmu THE GAME z 1997, a jednocześnie jest lekko przerobioną wersją tajlandzkiego 13 GAME SAYAWANG [2006].
Elliot to nieśmiały, zahukany mężczyzna. Życie go nie rozpieszcza. Narzeczona spodziewa się dziecka, zbliżający się ślub wymaga nakładów finansowych, ojciec ksenofob i rasista ma go w głębokim poważaniu, a na karku dorosły, upośledzony brat, którym się opiekuje. W dniu, w którym zostaje zwolniony z pracy, a wizja zbliżającej się finansowej katastrofy staje się realna, bohater odbiera telefon z propozycją nie do odrzucenia. Gra, którą proponuje mu tajemniczy głos w słuchawce ma jedną zasadę - Elliot musi wykonać 13 zadań, by stać się milionerem.
Fabuła jest dość prosta, ale ku memu zdziwieniu naprawdę wciągająca. Bohater sprawnie pokonuje kolejne zadania, akcja toczy się sprawnie, a zdumieniu nie ma końca. W ten kołowrotek zdarzeń wprowadzono wątek kryminalny, który w końcowej scenie stanie się nieprzewidzianym zwrotem akcji.
Nie jest to z pewnością kino wymagające, jednak wyjątkowo wciągające. Nie spodziewałam się wiele i równie mało otrzymałam, jednak przyjemność płynąca z seansu była na bardzo przyzwoitym poziomie. Dramatyzm przemieszany z momentami mocno krwawymi scenami cieszył oko, choć scen odrażających jest jak na lekarstwo. A nawet te, które się tak rzadko pojawiają raczej bawią, niż odrzucają. Jakby nie patrzeć mało wymagająca rozrywka, ale rozrywka, a w bonusie Ron Perlman, którego lubię, a tak rzadko widuję.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))