Jeśli zmiksujemy styl Wesa Andersona ze stylem Woody Allen'a otrzymamy film THE LONGEST WEEK. Nie sposób wyprzeć się inspiracji lub niezwykłego oka autora scenariusza i reżysera Petera Glanz. Zapisuję jego nazwisko w pamięci, bo albo to geniusz, albo hochsztapler, innego wytłumaczenia nie ma.
Ten filmowy najdłuższy tydzień opowiada o siedmiu dniach złotego dziecka, które nagle zostało wydziedziczone, a przed jego marnotrawnymi oczętami jawi się wizja bezdomnego bankruta. Conrad [Jason Bateman] to swoiste połączenie neurotyka z Pigmalionem. Wzorzec osobowy milionera, któremu szczęścia pieniądze nie dały. Wieloletnie sesje u psychoanalityka, który próbuje wyprostować jego spaczoną wizję świata. Lokaj, który zastępuje mu model rodzica. Samotne życie w bajkowych rezydencjach, zero codziennych trosk i niezależność finansowa, której nagła utrata spowodowana scysjami rodziców powoduje załamanie.
Bohater jest jednak jak kot. Szybko znajduje wyjście z beznadziejnej sytuacji. Za lokum służy mu mieszkanie u przyjaciela [Billy Crudup], a brak miłości rekompensuje sobie w przygodnych znajomościach. Jednak gdy na widnokręgu pojawia się Beatrice [Olivia Wilde] jego życie nabierze nieoczekiwanego zwrotu.
Wprawdzie fabuła nie jest wyjątkowa, sposób jej zobrazowania nie pozostawia złudzeń. Peter Glanz stworzył wyjątkowo plastyczny i sympatyczny obraz nieroba, który przebimbał swoje życia i nagle staje u bram przeciętności. Człowiek, który cały swój marny żywot szukał wyimaginowanego ideału, który wydaje się być bardziej niereformowalny od polityków zostaje tu ujęty w sposób mega sympatyczny. Conrad mimo swej natury lekkoducha poraża swoją błyskotliwą naturą i brakiem jakichkolwiek trosk. Nawet, gdy wizja życia jawi się w szarych kolorach, on znajduje najbardziej absurdalne wyjście i paradoksalnie udaje mu się wyjść z niego cało, nawet jeśli mosty ma już za sobą spalone.
Dodatkowym atutem tego filmu jest jego strona formalna. Inteligentne dialogi i humor, cudownie plastyczne zdjęcia, scenografia niczym z żurnala i muzyka, która jest nieodzownym załącznikiem tego filmu. Te właśnie składowe oraz wprowadzenie narratora tak bardzo naznaczają go stylem, którym od lat nas urzeka Wes Anderson, czy Woody Allen. Obraz w każdym calu wydaje się jak dzieło sztuki zdjęte ze ścian Luwru.
Ciężko się nawet przyczepić do obsady. Nielubiany przeze mnie Bateman i niekoniecznie wybitna Olivia Wilde wydawali się dla siebie stworzeni. A drugi plan w postaci Billy Crudup'a jak zwykle popisowy.
Polecam ten film jako ciekawostkę. Może fabuła nie jest zbytnio wymagająca, ale obraz absolutnie czaruje. I szczerze powiem, że po THE LONGEST WEEK nabrałam smaku na kolejne filmy Peter'a Glanz.
Moja ocena: 7/10
Widzę, że jego premiera się zbliża - dodałam więc do obserwowanych na FW.
OdpowiedzUsuńNie wszystkie filmy muszą mieć wymagającą, nowatorską fabułę. Ten, nawet jeśli nie wyróżnia się pod tym względem, zdecydowanie zwrócił moją uwagę. A już szczególnie dzięki Twojemu porównaniu do Allena i Andersona - interesująca mieszanka wybuchowa :)