Shion Sono to póki co dwa rewelacyjne filmy - COLDFISH [2010] i SUICIDE CLUB [2001], a do kolekcji załączam i powyższy tytuł.
JIGOKU DE NAZE WARUI to typowe japońskie kino gore. Szał, wściekłość, zemsta, yakuza i hektolitry krwi. Zanim dotrzemy do wisienki na torcie musimy jednak przebrnąć przez dość zakręconą fabułę.
Sono prezentuje swoich bohaterów w grupach. Pierwsza grupa to zakręceni filmowcy amatorzy. Druga to dwa walczące ze sobą klany yakuza. Trzecia to niedoszła aktoreczka bez talentu, córka bosa yakuzy oraz przypadkowy chłopak, który się w niej podkochuje. Te trzy grupy łączy jedna cecha wspólna - miłość. Miłość, która ma różne barwy i odcienie. Miłość do kina, do dziecka, do kobiety. Całość spaja motyw, w którym szef yakuzy, a ojciec bohaterki postanawia za wszelką cenę nakręcić film z jej udziałem.
Jak przystało na soczyste kino japońskie film trwa ponad dwie godziny. W tym czasie musimy przebrnąć przez dość absurdalne sceny przesycone charakterystycznym dla tego kina poczuciem humoru. Sono tworzy pewnego rodzaju pastisz kina akcji i filmów kung-fu. Wprowadza wiele absurdalnych scen, które rozbawiają do łez. A gdy już dotrzemy do punktu kulminacyjnego Sono nie pozostawia złudzeń... JIGOKU DE NAZE WARUI ? to zajebiście krwawa łaźnia, w której kończyny i pozostałe części ciała przewalają się z prawej na lewą stronę ekranu, a krew tryska jak z myjki ciśnieniowej. Żebyśmy za bardzo min nie kwasili, nasz boski reżyser, sceny krwawej jatki wzbogaca i urozmaica specyficznym poczuciem humoru.
Nie ukrywam, że miałam ochotę odpuścić sobie ten seans po kilkunastu minutach trwania. Jednak zainteresowanych nakłaniam, by przetrzymać ból istnienia i dać się ponieść tej historii. Gwarantuję, że końcówka zrekompensuje każdą wcześniejszą wątpliwość, a absurd rozbawi do łez.
Moja ocena: 7/10 [ale ostatnie 30 minut filmu to pełna pula]
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))