Debiut reżyserki Dana Gilroya odpowiedzialnego dotąd za scenariusze DZIEDZICTWA BOURNE'A, MAGII UCZUĆ, czy PODWÓJNEJ GRY okazał się strzałem w dziesiątkę. Gilroy postanowił samodzielnie przenieść na ekran swój pomysł i zarówno poziom jego debiutu reżyserskiego, jak i scenariusza to poprzeczka postawiona bardzo wysoko.
Blady, wychudzony Lou Bloom o twarzy niczym marmurowy posąg nie jest typem, którego chcielibyśmy bliżej poznać. Ciekawy przypadek człowieka skoncentrowanego na sukces, do którego dąży wszelkimi, możliwymi metodami. Złodziejski proceder nie jest mu obcy. Wisząc na krawędzi prawa na gwałt poszukuje zarobku. Przez zupełny przypadek decyduje się na pracę "poszukiwacza telewizyjnych sensacji". Niczym jastrząb krąży nocami po Los Angeles zbierając video relacje z mrożących krew w żyłach wypadków, pożarów, czy rozbojów.
Gilroy stworzył przenikliwy obraz współczesnego świata. Świata bez moralności i zasad etycznych, w którym informacja przepływa niczym krew w naszych żyłach. Bez niej cofnęlibyśmy się do epoki kamienia łupanego. Na niej opiera się każda gałąź gospodarki, polityka, czy postęp cywilizacyjny. Bombardowani bezustannie poszukujemy nowych bodźców, by zastąpić te, na które jesteśmy już kompletnie znieczuleni. Nie bawią nas już wojny na filmach, sfingowane odtworzenia rzeczywistości, a szok nabiera przyziemnego znaczenia. Coraz częściej sięgając po realizm dnia codziennego, ten który jest poza naszym wizualnym zasięgiem czekamy na coś, co wybudzi nas z letargu. Co na tle rzeki beznamiętnych cyfr i literek wywrze na nas wrażenie, otworzy oczy, przyspieszy oddech i bicie serca. Takich właśnie materiałów poszukuje bohater. Lou schodzi w mrok, by tam odnaleźć impuls, który pobudzi widza. Zanim jednak do niego dotrze przejdzie przez machinę telewizyjną. Informacyjną tubę, która daje widzowi życiodajny pokarm i energię.
Fabuła tego filmu nie jest zbyt skomplikowana. Ot, młody, ambitny młodzieniec z potrzeby zarobku gania z kamerą po mieście poszukując szokujących historii wprost z kroniki policyjnej, po czym sprzedaje je podrzędnej stacji telewizyjnej. Sama fabuła jest jednak tłem dla wybijającej się w niej jednostki, którą jest postać Lou. Kim jest Lou już wiemy. Ciekawsze pytanie nasuwa się, kim byłby, gdyby nie jego nagła fascynacja mediami? Lou to klasyczny materiał na psychopatę. Człowiek pozbawiony skrupułów, wielki manipulator z rządzą kontroli. Lou kontroluje wszystko. Począwszy od własnego losu, poprzez los jednostek, które za wszelką cenę pragnie od siebie uzależnić. To niezwykle inteligentny mężczyzna, który potrafi swoją błyskotliwością oczarować, jednak spod jej płaszczyka wynurza się pewien niepokój. Kompulsywny pęd do wiedzy i przenikliwie chłodny sposób bycia Lou napawa lękiem. Lękiem, którego sam bohater jest pozbawiony. Deficyt na strach daje mu przewagę, bowiem jest w stanie poświęcić wszystko i każdego, by osiągnąć upragniony cel. Lou wymazane ma ze słownika pojęcie skruchy, współczucia, czy wyrzutów sumienia. Tak skonstruowana postać głównego bohatera nadaje WOLNEMU STRZELCOWI głębi, mroku i wszechogarniającego niepokoju. Dostrzegamy bowiem, że miejsce jednostki o dyssocjalnej osobowości nie jest wyłącznie za kratkami. Lou to świetnie zorganizowany człowiek, o wielkiej inteligencji i ambicji jednak jego kompletnie antyspołeczna natura wyklucza go ze środowiska przewidzianego dla ludzi posiadających kręgosłup moralny.
WOLNY STRZELEC buduje napięcie stopniowo. Gilroy daje nam czas na oswojenie się z Lou. Początkowa, umiarkowana sympatia powoli zamienia się w dezaprobatę do całkowitej niechęci. Gilroy w tym thrillerze psychologicznym oprócz skomplikowanego rysu charakterologicznego pozwala nam cieszyć oko świetnymi ujęciami miasta nocą, pościgiem policyjnym, czy strzelaniną. Obraz ten jest dopracowany w każdym calu. Od ścieżki dźwiękowej, po zdjęcia do dialogów. Jednak największym skarbem tego filmu jest Jake Gylenhall, który swoją kreacją Lou przypomniał mi wczesne lata swego aktorstwa zwłaszcza postać z DONNIE DARKO. Mroczny, posępny, neurotyczny i tajemniczy. Dusza czarna niczym smoła i urok, którym otacza swoją ofiarę pozostawiając ją w kompletnym bezruchu. Cudowna kreacja. A co najważniejsze Jake ma nosa do świetnych scenariuszy, wybierając sobie niezwykle wymagające i ambitne role. W ciągu zaledwie dwóch lat uraczył nas mocno zafiksowaną postacią z zaburzeniami schizofrenicznymi w filmie WRÓG, znerwicowanego, zdolnego detektywa w filmie LABIRYNT, czy młodego, ambitnego policjanta w BOGOWIE ULICY. Zaledwie dwa lata, cztery mega trudne role i cztery bardzo dobre filmy. Jestem pod ogromnym wrażeniem i oddaję mu pełen szacunek.
Moja ocena: 8/10
Osobiście czekam na ten film, szczególnie po tym, jak zobaczyłem zwiastun... no i przeczytałem recenzję. A "Donnie Darko" to jeden z lepszych "mind-fuck movies" jakie oglądnąłem, no i kawałek "Mad World" Tears for Fears na ścieżce dźwiękowej rozbrzmiewający gdzieś z tyłu mojej głowy... często wracam. "Bogowie ulicy" - ok, "Wroga" nawet recenzowałem, nie porwał mnie, i choć lubię filmy z chorobą psychiczną w tle, to końcowa scena z wielką tarantulą pod sufitem... too much. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń