Sama się sobie dziwię, że jeszcze mi się chce oglądać komedie sygnowane przez Evana Goldberga i Setha Rogena. Choć akurat tego drugiego lubię wyłącznie jednak jako aktora. Goldberg od GREEN HORNET tworzy coraz mniej interesujące filmy, a komedie przez niego sygnowane to raczej mało wymagająca i żenująca rozrywka. Podobnie jest z WYWIADEM ZE SŁOŃCEM NARODU, który wygrywa świąteczne internety. Film, który wyciekł z Sony do sieci, a o ten zabieg posądzani są hakerzy z... Korei Północnej [sic!]. Szum medialny od paru dni rozrywa łącza ku radosze gawiedzi. Czy można mieć zatem lepszą reklamę? Z pewnością nie!
Rogen i Goldberg napisali scenariusz, który w konstrukcji żartów, czy humoru nie różni się niczym od poprzedniego ich filmu THIS IS THE END. Nie będę się już rozpisywać nad miałkością tego obrazu, mogę jedynie powiedzieć, że w przypadku WYWIADU jest z deczko lepiej. Fabuła opowiada o prezenterze show telewizyjnego, który wraz ze swym kumplem z pracy dostają propozycję życia. Jako, że lider Korei Płn.jest wielkim fanem bohatera dostają od niego zezwolenie na przeprowadzenie wywiadu. Panowie wsiadają w samolot, dostają scenariusz do ręki, za plecami czuwa spocone CIA, a w powietrzu unosi się spisek. Jak to w życiu bywa nie każdy plan w pełni się realizuje, więc nasi bohaterowie po serii niespodziewanych wypadków pozostawią po sobie niezły show.
Jeśli spodziewacie się wysublimowanego, inteligentnego humoru, który ma raczej pobudzać naszą wyobraźnię i bawić się skojarzeniami to szukajcie innej pozycji filmowej. Podobnie, jak w THIS IS THE END film ten przepełniony jest żartami o urokach wypróżniania, penetrowania odbytów i innych otworów, niewybrednych seksualnych podtekstów i przechwałek o podbojach seksualnych. Nie twierdzę, że ten film jest słaby. Ten żart niestety niekoniecznie do mnie trafia. Choć nie uważam siebie za osobę wybredną, jednak ilość tego fekalno-seksualnego schematu jest mocno męcząca, ograna do bólu, tandetna, a przez to żenująca. O dziwo jednak, aktorski duet Rogen-Franco wypadł całkiem przyzwoicie. Zwłaszcza Franco w roli imbecyla z telewizji. Nie obyło się oczywiście bez patosu i punktowania przewagi USA nad resztą świata, o tym jacy są przefajni i super odważni, a że przy tym nie odróżniają Stalina od Stallone... cóż, inteligenci to najwyraźniej mniejszość, a z mniejszością się nie dyskutuje. Niech ten cynizm pozostanie przemilczany, a póki co, nie polecam, ale i tak pewnie obejrzycie.
Moja ocena: 5/10
Obejrzałam, całkiem się nawet dobrze bawiłam. Nie jest to kino wysokich, a nawet średnich lotów. Ale czasami ludzie potrzebują takiego bezmózgowego filmu, żeby się odstresować. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mz.Hyde