Tę opinię przyjdzie mi jeszcze kiedyś odpokutować, ale póki skruchy nie czuję nie będę się za siebie oglądać. Swego czasu pisałam dość potężną pracę na temat celowości zrywu powstańczego w Warszawie. Szukałam wiele materiałów, wiele wideo projekcji obejrzałam i jeszcze więcej artykułów, książek i periodyków przeczytałam. Wszystko po to, by uzasadnić między innymi sobie, że Powstanie Warszawskie miało sens i samo w sobie było aktem bohaterstwa. I faktycznie takim było, jednak sensu do dziś dzień w nim nie znajduję, a ten "dramat" pomysłu Jana Komasy jeszcze bardziej mnie w swojej opinii utwierdził.
Króciutko jednak. Trudno ten film jednoznacznie ocenić. Biorąc pod uwagę materiał, jego obróbkę i przygotowanie to z pewnością większość z nas jest zgodna z tym, że nie podlega on dyskusji. Rewelacyjna, konserwatorska robota i ogrom pracy w nią włożony. To widać z każdym ujęciem i kadrem. Materiał zebrany jest wartością samą w sobie i przyznaję, że wniósłby wiele do mojej pracy sprzed lat.
Jednak sam film relacją kamery z Powstania nie stoi. Niestety po raz kolejny zmarnowano potencjał próbując w powagę sytuacji, jej przytłaczającą treść wprowadzić miałkie, durnowate komentarze totalnie od czapy. Tym samym składam gratulacje pomysłodawczyni Joannie Pawluśkiewicz, dzięki której nie byłam w stanie utrzymać fonii przez te 80 minut. Moim skromnym zdaniem o wiele lepiej oglądałoby się ten obraz w formie zarezerwowanej dla filmów dokumentalnych. Po pierwsze, jakość zawartej w nim treści byłaby wartościowsza. Po drugie, sam film miałby dodatkową wartość historyczną i edukacyjną. Naprawdę mało mnie zajmowały rozterki bohaterów o przenoszeniu szpuli, jedzeniu, czy rozważaniu "a co powie Prezes?". Chciałam uzyskać informacje ważne z punktu widzenia historycznego. I o ile od strony wizualnej takowe otrzymałam, o tyle strona audio doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
Seans z POWSTANIEM WARSZAWSKIM Komasy nie będzie należał do moich ulubionych. Wartość poznawcza zrekonstruowanych filmików jest bezcenna. Widzimy życie od kuchni powstańców. Ich próby funkcjonowania w trakcie zrywu, codzienne życie na zgliszczach, czy podejmowane próby walki. Kamera przy tym jest bezlitośnie obiektywna. Byłaby o wiele bardziej wymowna, gdyby często nonsensowne dialogi zastąpiono treścią wartościową historycznie. No niestety, nie można mieć wszystkiego. Pomysł z wprowadzeniem, jak to wyrażono na plakacie, dramatu non-fiction w film iście dokumentalny uznaję za poroniony, a potencjał materiału zaprzepaszczony.
Moja ocena: 3/10 [wartość wizualna - unikatowa i bezcenna]
Niestety podobnie jest z rynkiem wydawniczym, na którym coraz częściej pojawiają się fabularyzowane biografie. Absolutnie tracą wiarygodność, ale kto wie - może poszerzają grono odbiorców?
OdpowiedzUsuńW takich czasach żyjemy, odbiorcę trzeba zdobywać, więc prowadzi to do obniżenia poziomu treści. Pozostaje tylko narzekać i dalej przesiewać te robaczywki :-P
Przesiewajmy więc :-)
OdpowiedzUsuń