Coraz bardziej wchodzę w kino lat przeszłych i tym razem padło na klasyk Carola Reeda, który współpracował przy scenariuszu z Orsonem Wellesem, TRZECI CZŁOWIEK. Kino noir w najlepszym wydaniu. Z magicznie pięknymi zdjęciami, zwłaszcza gdy ogląda się je w wersji zremasterowanej.
TRZECI CZŁOWIEK to historia kryminalna. Do powojennego Wiednia przyjeżdża ze Stanów Holly Martins, któremu przyjaciel obiecał pracę. Na miejscu dowiaduje się o jego śmierci. Cały plan więc bierze w łeb. Holly zaintrygowany okolicznościami śmierci kolegi postanawia zagłębić się w jego światek. Poznaje ciekawe postaci, bierze udział w intrydze, jednocześnie stając na rozdrożu prawa i własnego sumienia. Holly zmuszony będzie podjąć arcy trudną decyzję, której trzon stanowi wybór pomiędzy lojalnością wobec przyjaciela a moralnością.
Film Carola Reeda przenosi nas w epokę powojennego Wiednia, podzielonego na sektory alianckie. To miejsce, w którym panuje nieład, jednocześnie stając się niezwykle łatwą pożywką dla wszelkiej maści oszustów, hochsztaplerów i kryminalistów. Reed w pigułce przekazuje nam również trudy powojennego życia zwykłej ludności. Borykanie się z brakiem podstawowych środków do życia, czy poruszony problem braku medykamentów sprawia, że to miejsce nie jest przyjazne dla nikogo. Nocą szubrawcy polują na swe ofiary, a zgliszcza i gruzy stają się ciepłym schronieniem dla łajdaków i szczurów.
TRZECI CZŁOWIEK to przede wszystkim niezwykła wizualna perełka. Cudowne zdjęcia i kadry nadają temu kinu noir dodatkowego gotyckiego rysu. Gra światłocieniem i ujęcia są niezwykle plastyczne. Dla tego obrazu, dla tych zdjęć konwencja czarno-biała jest wręcz idealna. Ciekawostką jest natomiast ścieżka dźwiękowa, która autentycznie wykracza poza ramy kina kryminalnego. Taneczne, wręcz zabawne rytmy bardziej pasują do urokliwych, greckich plaż, niż zrujnowanego wojenną zawieruchą Wiednia. Nie mówiąc o tym, że byłaby idealnym dodatkiem do komedii, czy romansów. Muszę przyznać, że taki dobór muzyki z lekka zbija z pantałyku. Sama fabuła mimo kryminalnego rysu nie jest pozbawiona humoru. Nadaje on lekkości i rozluźnia panującą w filmie mroczną atmosferę. Ja jestem jednak nadal pod wrażeniem pięknie zobrazowanych miejsc zniszczonego Wiednia, wąskich uliczek, mrocznych kanałów i cienia Trzeciego Człowieka.
Nie zapominajmy jednak o aktorach. Rewelacyjny Joseph Cotten, Trevor Howard, czy Orson Welles. A towarzyszyła im równie piękna, co zdolna Alida Valli. I choć fanką kina z lat 40-tych z pewnością nie zostanę, ten film mogę Wam szczerze polecić.
Moja ocena: 7/10
Uwielbiam scenę, gdy po raz pierwszy pojawia się postać grana przez Orsona Wellesa. Światło z okna, które nagle oświetla twarz O.W i ta jego mina z usmieszkiem niczym u Mona Lisy.
OdpowiedzUsuń