Konwencja azjatyckiego kina akcji opatrzonego motywem zemsty albo zaczyna mi się przejadać, albo wypracowałam sobie tak wysokie wymagania, że brakuje produkcji by im z sprostać, albo kino południowo-koreańskie zaczyna zjadać swój własny ogon. To nie pierwszy przypadek kina akcji z Korei, które mnie raczej zawiodło, mimo tematyki, która tak mnie w nim ujęła lata temu.
Autor filmu A-JEO-SSI [na marginesie, godnego polecenia] ponownie chwyta za materiał, którym skradł mi serce. Tak jak w poprzednim filmie wykreował bohatera, samotnika, zabójcę, któremu popełniona pomyłka zaczyna doskwierać. Burzy się w nim sumienie, etyka przebrnąć przez morderczy proceder bez kary nie pozwala, więc kolejną ofiarę zamierza ocalić, by samemu wymierzyć sobie karę. Skłócony z dotychczasowymi pracodawcami, wbrew ich woli rezygnuje z powierzonego mu zadania, ściągając na siebie falę kłopotów i niebezpieczeństwa.
Powiem szczerze, że zawiodłam się. Przez 60 minut filmu niewiele się działo, choć temat zahacza o kryminalny wątek prania brudnych pieniędzy między Koreańczykami, a chińską Triadą. Mafiozi wyglądają wrogo, dużo krzyczą i robią wiele szumu, ale to taki szumik w szklance wody. Zanim bowiem akcja się rozkręciła moje zmysły popadły już w konkretny letarg i wszelka próba ich wybudzenia wypadała jałowo. Zdarzyło się w tym filmie parę fajny scen akcji. Panowie potrafili wystrzelić do siebie pełen arsenał, ale i też nie oszczędzali własnych członków w walce wręcz. Krew od czasu do czasu energicznie trysnęła, ale wszystko to jakieś takie bez wyrazu, bez przekonania, żeby nie powiedzieć, że bez jaj.
Cóż tym razem nie będę piała z zachwytów nad azjatyckim kinem, które nota bene uwielbiam, bo i nie ma nad czym. Reżyser nie powtórzył sukcesu A-JEO-SSI i nawet nie udało mu się mnie nowym filmem zaintrygować. Film jest na wskroś rzetelny, sceny walki fajnie poprowadzone, jednak fabuła razi niedopracowaniem, a dramat jednostki spisano na kolanie. A tak w ogóle, to zakończenie jest kompletnie od czapy.
Moja ocena: 5/10
Dałem czwóreczkę. Kiepskie to było. Dwie, trzy sceny, które jak się rozpoczęły to w sumie się skończyły. Fajnie dobrany aktor, ale cała historia taka rozlazła że przez swoje ślimacze tempo pogubiłem się w jej biegu :P No i tak jak napisałaś do Ajeosii to się za grosz nie umywa. Niech się reżyser lepiej poprawi
OdpowiedzUsuń