LOMBARDZISTA Sidneya Lumeta to przykład kina kompletnego. Udowadnia nam, że mimo upływu lat, monochromatycznej konwencji film może być rewelacyjnie zrealizowany pod kątem technicznym. Ujmujące kadry, wymowne zdjęcia, muzyka i aktorstwo dopracowane do perfekcji. Co ciekawe pokazuje nam różnice między współczesnym kinem, a tym z lat przeszłych, głównie za sprawą aktorstwa. W dzisiejszych czasach od aktora nie wymaga się takiej dawki dramatyzmu, bowiem część niej bazuje na brutalności ujęć i bolesnym wręcz naturalizmie. W czasach LOMBARDZISTY ta odpowiedzialność za oddanie bólu, cierpienia i udręki spoczywała na aktorze. Na jego mimice, gestach i mowie ciała. Nie raczono nas bolesnymi ujęciami, których widok sam w sobie uzmysławiał widzowi przeżycia bohatera. LOMBARDZISTA, a właściwie kreacja Roda Steigera, jest przykładem gry aktorskiej, w której mowa ciała działa bezwzględnie na naszą wyobraźnię, a jednocześnie pokazuje jak ogromnym potencjałem musiał dysponować aktor, by te emocje nam przekazać.
Film Lumeta opowiada nam historię żydowskiego lombardzisty, który naznaczony terrorem II Wojny Światowej, przeżyciami doświadczonymi w obozie koncentracyjnym, utratą najbliższych i obcowaniem ze śmiercią przeżywa dramat niewspółmierny do dramatu zwykłego człowieka. Nazerman nie potrafi wymazać z siebie przeżyć z tamtych lat, które niczym duchy powracają i nękają jego strapioną duszę. Bohater, by przezwyciężyć poczucie winy, które go natrętnie dręczyło wypracował w sobie mechanizm obronny. Polegał on na typowej znieczulicy. Wyalienowaniu się ze społeczeństwa, rzeczywistości i wszelkich doznań, którymi był bombardowany z zewnętrznego świata. To człowiek wypalony, martwy wewnętrznie, żywy trup. Nie potrafiący nawiązać bliższego kontaktu z drugim człowiekiem, a i stroniący od wszelkich kontaktów z ludźmi. Wydawać by się mogło, że jego wyobcowanie obroni go przed doznaniami z zewnątrz. Jednak jego zimna, trupia natura przywoła ponownie uczucia i emocje, które tak bardzo z siebie wyparł.
Przecudowny film niepozbawiony ciężkiej, dusznej atmosfery osaczenia. Lumet idealnie odwzorował tragizm i dramat jakiemu poddany był główny bohater. Nie byłoby to możliwe bez arcytrudnej i genialnej wręcz kreacji Roda Steigera. Lumet by wzmocnić przekaz zastosował retrospekcje, które jak flashbacki, urywane sekwencje niczym wystrzały z karabinu maszynowego nawiedzały bohatera. To one budowały w nim zgorzkniałość, inercję i alienację. Równocześnie wzmacniając poczucie winy i nienawiść do samego siebie. Lumet na przykładzie Nazermana i jego podopiecznego skontrastował dwie przeciwstawne emocjonalnie jednostki. Pełną życia, radości i nadziei postać młodego Latynosa i cierpiącego, apatycznego, sparaliżowanego lombardzisty.
Lumet bawi się kontrastami. Z jednej strony dostrzegamy przeżycia człowieka naznaczonego wojną, z drugiej wielkomiejskie, amerykańskie getto i jednostki same dążące do autodestrukcji. Pragnienie życia w tym obrazie jest względne, a cierpienie niemożliwe do sklasyfikowania.
Polecam ten film. Ten seans mimo upływu lat paraliżuje swoją bezkompromisowością i bezwzględnością. Dramatyzm głównej postaci rozsadza. Jest niezwykle przytłaczający, ciężki i niemiłosiernie bolesny. Tak jak wspomniałam wcześniej, to film kompletny. Rewelacyjny montaż i zdjęcia, świetna muza Quincy Jonesa i nadzwyczajna kreacja Roda Steigera. LOMBARDZISTA to Lumet w najlepszej swojej formie.
Moja ocena: 9/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))