Zanim przystąpię do opisu filmu CZŁOWIEK POGRYZŁ PSA poświęcę chwilę na autorefleksję. Przeczytałam masę komentarzy i sporo słów posypało się o okrucieństwie tego obrazu, o bezmyślnej brutalności, terrorze i ohydzie płynącej z wnętrza głównego bohatera. Większość widzów łączy wyrazy oburzenia i niesmaku połączonego z fascynacją. Porównuje się ten obraz do NATURAL BORN KILLERS i faktycznie istnieją ku temu przesłanki. Obserwując wariacje bohatera na temat przemocy odnotowałam jednak pewne podobieństwo do Alexa DeLarge z MECHANICZNEJ POMARAŃCZY, a cały absurd płynący z jego nieokiełznanej natury przypominał mi skecze z MONTY PYTHONA. Mówiąc krótko, CZŁOWIEK POGRYZŁ PSA rozbawił mnie, momentami nawet do łez, a wszystko z powodu brutalności, która z kadru na kadr przybierała coraz to bardziej groteskowej pozy. Czy to kwestia upływu lat od premiery, czy ilości obejrzanych krwawych filmów, nie wiem... z pewnością moja wrażliwość w przypadku tego filmu została mocno stępiona.
Fabuła prowadzona jest w formie paradokumentu. Obserwujemy ekipę filmowców, która przeprowadzając wywiad z głównym bohaterem angażuje się zarówno emocjonalnie, jak i zawodowo w życie i poczynania Bena. A filmowy Ben to iście przebiegły łotrzyk bez krzty sumienia, który kręgosłup moralny wymienił na metaliczny "blunderbuss". Jest coś niesamowicie komicznego w tej postaci. Jego krwawa i okrutna natura została obłaskawiona cynicznym zachowaniem i duchem człowieka oświeconego. Ben nie tylko wie jaką ilością bloków kamiennych obciążyć nieboszczyka, zna się na sztuce, świetnie gra na fortepianie, deklamuje z przejęciem poezję. To człowiek o wielu talentach, niedoceniony, wszechstronny, chodzący omnibus, który od czasu do czasu potrafi rozwalić łeb listonoszowi, śmiertelnie przestraszyć staruszkę chorującą na serce, przydusić dzieciaka, czy zgwałcić kobietę na oczach jej faceta. Nie da się ukryć, że obraz płynący z postaci Bena jest odrażający. Przyznaję jednak, że powagi w nim za grosz.
Świetny scenariusz. Mega zabawne dialogi i sytuacje. Wywiad z rodzicami Bena rozkłada na łopatki, a płynąca z niego rodzicielska naiwność kompletnie rozbraja. Sama konstrukcja postaci głównego bohatera jest obłędna. Siła kontrastów sprawia, że jest on przesycony farsą. Benoit Poelvoorde dał tu popis swoich aktorskich umiejętności.
Cały film utrzymany jest w konwencji czarno-białej i powiem szczerze, że to jedyny jego mankament. Trochę przeszkadzał mi brak kolorytu, zwłaszcza czerwieni, którą tak opiewał w peany bohater. Poza tym to absolutny must-see!
Moja ocena: 7/10 [ to bardzo mocne 7,5 ]
Świetny przykład względności percepcji. Oglądałem ten film z 10 lat temu. Przeraził mnie i zdegustował. Chyba czas na powtórny seans!
OdpowiedzUsuńEch... aż mi wstyd, że dopiero teraz na ten film wpadłam :-)
OdpowiedzUsuń