Plakat do filmu THE TWO FACES OF JANUARY zachęca nas jak może, by sięgnąć po debiut reżyserski Hosseina Amini. A to producenci TINKER, TAILOR, SOLDIER, SPY. A to Patricia Highsmith, - autorka powieści na podstawie której zekranizowano UTALENTOWANEGO PANA RIPLEY. A gdyby jeszcze było mało, to sam reżyser Hossein Amini - autor scenariuszy do filmów DRIVE, SZANGHAJ, a nawet 47 RONINÓW. I kiedy już ten czerwony dywan ma się ku końcowi naszym oczom ukazuje się niezwykle utalentowany tercet aktorski Dunst-Mortensen-Isaac. Trudno się więc oprzeć, ale czy efekt będzie równie mocny, co reklama ?
THE TWO FACES OF JANUARY to klasyczny dramat podszyty wątkiem kryminalnym. Rydal - młody amerykański przewodnik wycieczek po Atenach poznaje dwójkę rodaków - brokera finansowego Chestera oraz jego piękną małżonkę Colette. Rydal zauroczony kobietą nie poprzestaje na przygodnej znajomości. Nie przeraża go szachrajstwo Chestera. Postanawia zaangażować się w znajomość, która w bardzo krótkim czasie przysporzy mu masę kłopotów. Uwikłany w problemy finansowe Chestera Rydal brnie coraz głębiej w tę znajomość, a początkowa chęć wyssania gotówki z bogatego finansisty przeradza się w rządzę wobec jego żony.
Niestety oprócz piękna Aten, cudnych lokacji Krety, zdjęć oraz kreacji aktorskich nie widzę w tym filmie nic nadzwyczajnego. Amini stworzył całkiem przyzwoity obraz, jednak niczym nie wyróżniający się od podobnych historii. Brakowało iskier trzaskających z relacji między bohaterami. Zdrada, namiętność, niebezpieczeństwo i strach - aż się prosi o emocjonalne tornado. W zamian otrzymujemy burzę w szklance wody. Zbyt wiele subtelności, które wygładziły film i odebrały mu charakterystycznego pazura. Dwóch mężczyzn, którzy czują w powietrzu zdradę i niezdecydowana kobieta - gęsta atmosfera wisi w powietrzu, niestety wyłącznie w sferze naszych wyobrażeń. W zamyśle film miał być psychologicznym thrillerem, jednak thrill uleciał jak powietrze z balona, który potem napompowano ckliwym romansidłem.
THE TWO FACES OF JANUARY nie zasługiwałby na większą atencję gdyby nie role Mortensena i Isaaca. Panowie dwoją się i troją, by zbudować atmosferę sprzeczności. Wyciskają zadry z ropiejących ran, aż boli. Amini kompletnie nie miał pomysłu, jak te dwa brylanty oszlifować. Żal mi zmarnowanego potencjału, jaki tkwił w scenariuszu. I gdyby nie wspomniana wyżej dwójka film straciłby jeszcze więcej na swojej wartości.
Moja ocena: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))