Tommy Lee Jones genialnie wypada zarówno przed, jak i za kamerą. Do tej pory uraczył nas ekranizacją sztuki Cormac'a McCarthy'go w bardzo teatralnym THE SUNSET LIMITED, czy wielokrotnie nagradzanym dramatem THE THREE BURIALS OF MELQUIADES ESTRADA. Jones wraca swoim THE HOMESMAN do gatunku westernu, czego dał nam przedsmak właśnie w TRZECH POGRZEBACH.
THE HOMESMAN to niezwykle ciekawy projekt. Eksploatowanemu gatunkowi, jakim jest western Tommy Lee Jones nadał nowych, wyrazistych rysów. Nikt nie będzie się tutaj pojedynkował w południe, w miasteczkowych saloonach również nie uraczymy alkoholowych libacji, THE HOMESMAN to niezwykle surowy obraz amerykańskiego pustkowia, pionierów, krwi, łez i cierpienia, które zbudowało sukces tego kraju.
Nie spotkałam się dotąd z westernem, który tak bardzo kładłby nacisk na warstwę psychologiczną postaci. Surowa postura Tommy Lee Jonesa buduje nastrój tego filmu. Bezwzględna dzikość przyrody, niezwykle surowa, w której klarowność zmysłów może stracić każda wrażliwa jednostka. Na tym tle zbudowano tę dość ponurą historię. Samotna, ale niezwykle zaradna Marry Bee decyduje się na niebezpieczną, kilku tygodniową podróż. Jej celem jest transport trzech psychicznie chorych kobiet. W tej wędrówce poprzez dzikie, nieprzyjazne prerie pomaga jej Pete - wagabunda i rozrabiaka.
Tommy Lee Jones buduje niezwykle cierpką relację pomiędzy Marry Bee i Petem. Kobieta, która desperacko poszukuje męża i mężczyzna, dla którego samotność jest wolnością. W tej parze uczniem staje się Pete. Dobroć i życzliwość Marry Bee nie tylko skruszy jego stwardniałe serce, ale zmieni jego postawę wobec świata. Stety, czy niestety ta historia nie jest podszyta nutą pozytywnych emocji. Pete wkrótce przekona się, że świat bez Marry Bee jest nadal tak samo brutalny, antagonistyczny i bezlitosny, a ludzie go zamieszkujący to pozbawieni serc, przebiegli i przerażający oportuniści.
Historia filmowej pary nie jest jedyną warstwą gorzkiej prawdy o człowieczeństwie w czasach kiełkującej cywilizacji i humanizmu. Ich losy kontrastuje tercetem filmowych wariatek. Czy jednak słowo wariatki w pełni oddaje stan ducha tych kobiet ? Szalone dzieciobójczynie, opętane, o demonicznych skłonnościach to kobiety stłamszone przez purytańskie i rygorystyczne zasady. W ich szaleństwie dostrzegam pewną regułę. Niezwykle silne pragnienie życia, bycia kochaną, wartościową i piękną. W scenerii amerykańskiego pustkowia, które batem smaga wicher swój los zmuszone są dzielić pomiędzy kolejnymi niechcianymi ciążami a byciem przykładną żoną i matką.
THE HOMESMAN to nie tylko gorzka historia o samotności, czy pragnieniu miłości, to przede wszystkim dotkliwa przypowieść o tej odrażającej i mocno rozczarowującej stronie ludzkiej natury. Tego pesymistycznego odbioru również nie ułatwia ascetyczna przyroda, czy cięta jak osa linia melodyczna.
Tommy Lee Jones idealnie wręcz dobrał aktorów. Siebie samego obsadził w roli surowego i nieokrzesanego Pete'a. A w postać walecznej kobiety o czułym sercu wcieliła się Hilary Swank. Marry Bee swoją determinacją bardzo przypomina Maggie z MILLION DOLLAR BABY. Drugi plan również jest bardzo mocny, ale o tym polecam przekonać się samemu. To wyśmienity, niebanalny, przejmujący, ale niepozbawiony humoru dramat otoczony westernową membraną.
Moja ocena: 8/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))