Dawno nie miałam takiego uczucia zmęczenia po seansie, jak w tym przypadku. Ten prawie dwu i półgodzinny seans wymęczył mnie okrutnie, odebrał chęci i wyssał wszelką energię. BRAZIL to kawał ciężkiego kina. Co nie zmienia faktu, że to kawał dobrego kina.
Gilliam lubi trylogie, a ta należy do tzw. "trylogii wyobraźni". W jej skład wchodzi m.in. BRAZIL, w którym obserwujemy ucieczkę dorosłego bohatera w świat własnych imaginacji. Świat widziany oczami dziecka zobaczymy w BANDYCI CZASU, a starca w PRZYGODACH BARONA MUNCHAUSENA.
BRAZIL to dystopiczna opowieść o zagrożeniach systemu zbiurokratyzowanego, w którym bezduszność urzędników przybiera karykaturalnych kształtów. Jak bardzo jest to obraz aktualny, aż strach myśleć. Minęło prawie 30 lat, a BRAZIL jak nigdy dotąd nabiera realnego wymiaru. Państwo policyjne, które w każdym odruchu sprzeciwu dostrzega akt terrorystyczny. Jednostka społeczna, która traktowana jest przez pryzmat numeru statystycznego na dokumencie urzędowym. W tym świecie nie rządzą się prawa logiki, jedynie słuszny dogmat niepodlegający kwestionowaniu.
Jednostki zniewolone, które omamia i hipnotyzuje nic nieznacząca rzeka wiadomości. Telewizor spełnia w ich życiu rolę nadrzędną. Staje się nierozłącznym atrybutem ich jestestwa, w którym idiotyczna, otępiająca sieczka wypełnia ich monotonne, szare i nijakie życie. Z pewnością Gilliam mocno przekoloryzował swój quasi steam-punkowy świat, który przypomina "Proces" Kafki. Jednak przyglądając się ramówce jesienno-zimowej naszych rodzimych stacji telewizyjnych, postępującą politykę inwigilacyjną mocarstw i absurdalnych pokrojów walkę z terroryzmem, nie mówiąc o gargantuicznych już rozmiarów modzie na operacje plastyczne, trudno wyzbyć się poczucia konotacji naszego świata, z tym z BRAZIL.
Jakie jest zatem przesłanie Gilliama ? Czy można uciec ze świata ogarniętego chaosem bezmyślności i absurdalnej kontroli życia społeczeństwa ? Czy jesteśmy skazani sczeznąć jako korporacyjne pionki, które niezaprzeczalnie przyjmują każdy idiotyzm ? I tu wkraczamy w pojęcie "trylogii wyobraźni" Gilliama, bowiem jedyną ucieczką z tego świata jest ucieczka w własne pragnienia, marzenia, w swój własny wyimaginowany świat, w którym człowiek jest w stanie go odbierać wszystkimi zmysłami. Bohater BRAZIL staje się symbolem indywidualizmu. System może skontrolować i zawładnąć naszym życiem, jednak świat wyobraźni pozostaje wolny. W nim bohater znajduje schronienie i ono daje mu poczucie autonomiczności, której został pozbawiony.
Powiem szczerze, że po takiej dawce pesymizmu ukazanej w niezwykle groteskowy i karykaturalny sposób ciężko mi będzie zabrać się do kolejnego filmu. Gilliamowi udało się przykuć uwagę na dłużej. BRAZIL to jeden z niewielu filmów nad którym trzeba się pochylić, dać mu czas na dojrzewanie i zakiełkowanie myśli, która pozostawi w nas choć trochę rozsądku w tym ogłupiającym zewsząd świecie.
Moja ocena: 7/10
To prawda - nie jest to łatwe i przyjemne kino. Zbyt dużo jest prawdy w tej wizji przyszłości. Obracamy się w środowisku internetu, który inwigiluje każdy nasz ruch - za naszą zgodą zresztą, więc temat jest jeszcze bardziej aktualny teraz, niż 30 lat temu. Ja byłem zachwycony tym filmem i tą szaloną, czasami bardzo abstrakcyjną wizją. A Robert De Niro to świetny smaczek w tym filmie :)
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć !
OdpowiedzUsuńOprócz De Niro, naprawdę świetna rola Hoskinsa - uśmiałam się po pachy, choć to bardziej śmiech przez łzy :-)
Mnie się tam wydaje, że to po prostu jeden z film dla facetów. Ja to zapamiętałam głównie z seansu (wieki temu), że grał tutaj Rene (z Allo Allo) i były tym filmie rury :)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że jak go [Rene] zobaczyłam to o mało ze stołka nie spadałam... przeszyła mnie myśl, to on w czymś innym grał niż ALLO ALLO ?! :-) Jego twarz po prostu tak przyrosła do tego serialu, że trudno go sobie wyobrazić w innej roli. Wprawdzie to bardziej cameo niż kreacja aktorska, ale banan nie schodził mi z ust :-)
Usuń