Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o nowym, reżyserskim projekcie Angeliny Jolie nie planowałam go na swojej liście filmów do obejrzenia. Jej debiut pełnometrażowy KRAINA MIODU I KRWI kompletnie mnie rozczarował, żeby nie powiedzieć, że okazał się porażką, gniotem, kichą nie do przejścia. Film koszmarny w każdym calu. Już wtedy wiedziałam, że Jolie zaczyna przemycać do kina swoją ideologię, wybujałe ego i misję zbawienia świata. Filmy nigdy nie wypadną dobrze, gdy talent i miłość do kina zostaną przysłonięte górnolotną ideologią. Dlaczego więc po tak chłodnej ocenie podeszłam do NIEZŁOMNEGO? Byłam ciekawa, co takiego, oprócz pięknych oczu, PR-u i postawy Matki Teresy z Kalkuty wpłynęło na członków Akademii nominujących ten obraz do Oscara oraz jak wypadł scenariusz braci Coen w kamerze Angeliny.
Jolie ponownie chwyciła po temat bolesny, ale niepozbawiony heroizmu i patosu. Zekranizowała bowiem etap życia Louisa Zamperiniego, amerykańskiego, przedwojennego olimpijczyka, który podczas działań wojennych na Pacyfiku zostaje schwytany przez japońskie wojsko, uwięziony i torturowany.
Film nie jest kompletnie stracony, jak to miało miejsce w przypadku debiutu Jolie. Choć początek wydawał się chaotyczny, sceny surwiwalowe i bitwy powietrzne wypadły niezwykle przekonująco i dramatycznie. Im dalej jednak w las tym bardziej film zaczął siadać. Scenariusz dostawał dziur, niczym ser szwajcarski, a końcówka była tak patetyczna, wydumana i podkoloryzowana, aż oczy szczypały. Aktorzy włożyli mnóstwo pracy w odzwierciedlenie bólu i tragedii. Nie zmienia to jednak faktu, że aktor odgrywający postać głównego bohatera absolutnie zaniżał poziom, który drugi plan wywindował w górę. Również scenariusz nie powalił. Jak na braci Coen widz oczekuje odpowiedniego poziomu, a przynajmniej tego, do którego nas przyzwyczaili. I gdyby nie napisy końcowe nigdy nie powiedziałabym, że ktokolwiek z tak ogromnym dorobkiem mógł maczać palce w tej maliźnie. Podobny przypadek pojawił się również niedawno, czyli nieudany mariaż Cormaca McCarthy z Ridleyem Scottem w ADWOKACIE.
Szczerze mówiąc, najbardziej zawiodłam się na scenach obrazujących walkę jeńców o przetrwanie. Ich ból, głód i cierpienie były wypunktowane niczym na liście zakupów. Wyjałowione z dramatyzmu, a przecież pamiętamy takie filmy jak ŁOWCA JELENI, MOST NA RZECE KWAI, IMPERIUM SŁOŃCA, czy OPERACJA ŚWIT, w którym ból, cierpienie i samotność przepełniały smutkiem i rozgoryczeniem. W przypadku filmu Jolie jedyne co odnotowałam, to ilość bolesnych uderzeń kijem bambusowym. Był to jednak odbiór na zasadzie matematycznej kalkulacji, bez większego wrażenia.
Powiem szczerze, że jak na Jolie, NIEZŁOMNY jest naprawdę niezłym kinem. Problem w tym, że ta kobieta nie ma talentu za grosz i windowanie tej miernoty tylko wyłącznie za jej wkład w działalność charytatywną, oddanie sprawom społecznym i celebryckiemu zapleczu jest słabe i populistyczne. Cóż, zrobić. Najwyraźniej w dzisiejszych czasach wartość kina mierzona jest ilością okładek w bulwarowych pismach. Takie obyczaje.
Moja ocena: 5/10
Kąśliwa recenzja - brutalna wręcz. Widocznie należało się.... ;). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń