WHIPLASH jak na 29-cio letniego reżysera wydaje się być dziełem niezwykle dojrzałym, dopracowanym i przemyślanym. W każdym kadrze czuć precyzję, a historia którą Chazelle chce nam przekazać jest o wiele bardziej uniwersalna, niż to może się wydawać.
Dla Andrew, młodego perkusisty, ucznia najlepszego w Stanach muzycznego konserwatorium profesor Fletcher wydaje się być bogiem. Jego autorytet, wiedza i doświadczenie wzbudzają ogromny respekt, a o jego uznanie walczy wielu młodych muzyków. Andrew marzy o karierze muzyka jazzowego. Ciężko pracuje, a jego wieczorne, mozolne próby zauważa profesor Fletcher. To spotkanie zaowocuje bliską współpracą obu Panów. Dla jednego będzie to moment zderzenia ideałów z bezlitosną rzeczywistością. Dla drugiego lekcja pokory.
Trzonem fabuły jest relacja ucznia z jego mentorem. Apodyktyczny nauczyciel wobec którego muzycy stoją na baczność, pokornie, jak gdyby przygotowywali się do wojskowej musztry. Fletcher nie szczędzi młodym muzykom przykrości. Jego metoda nauczania pozbawiona jest spokoju i daleko jej do pochwał. Jedyną zasadę, którą Fletcher wyznaje to pot i łzy. Wprowadzony reżim podczas zajęć nie jest jednak przez uczniów podważany. Każdy widzi w swym profesorze drogę do kariery, a ta myśl rekompensuje im wszelkie zniewagi.
Andrew wkracza w sam środek tej matni. Początkowa zachęta szybko zostaje ostudzona krzykami, wyzwiskami i cielesnym upokarzaniem. Chłopak podejmuje ryzykowną walkę z bezdusznym profesorem, za którą przyjdzie mu gorzko zapłacić.
Autor filmu zadaje nam zatem pytanie. Czy dyskredytacja i terror są jedynymi metodami na pobudzenie w człowieku ambicji i drogą do wykrzesania z niego jeszcze większego wysiłku? Jeśli spojrzymy na to pytanie pod kątem obranych środków, odpowiedź wydaje się klarowna. Każda przemoc i znieważanie wywołujące u bardziej wrażliwych jednostek stany depresyjne, jest haniebne i karalne. Jednak Chazelle ową przemoc ubiera w historię o Charlie Parkerze, dając nam do zrozumienia, że szczytny cel, uświęci najbardziej karygodne środki.
Film zbudowany jest z dwuznaczności. Wielowymiarowość tej opowieści jest ogromna. Nie ma znaczenia, czy historia rozgrywa się wśród muzyków, równie dobrze kanwą tej opowieści mogliby być sportowcy, żołnierze, pracownicy korporacji. Chazelle sięga dość głęboko snując swoją historię. W jaki sposób motywować drugiego człowieka, by zachęcić go do cięższej pracy, zainspirować do poszukiwań, pobudzić do udoskonalania? Chazelle nie stawia jednak jednoznacznych ocen. Negatywny odbiór profesora Fletchera nabiera innego światła w scenie końcowej. Również Andrew w pewnym momencie swych sukcesów dostaje od życia ciężką lekcję pokory. Scenariusz naszpikowany jest niedookreśleniami i pytajnikami.
WHIPLASH to nie tylko bardzo dobry scenariusz. Nie jest on wprawdzie wielce oryginalny. Rywalizację pomiędzy bohaterami, ich wzajemne relacje i antagonizmy mogliśmy dostrzec w wielu filmach o tematyce sportowej, czy wojennej. Nie zmienia to faktu, że film ogląda się wyśmienicie. Głównie za sprawą niezwykłego montażu, zdjęć i piekielnie dobrej ścieżki dźwiękowej.
WHIPLASH to przede wszystkim teatr dwóch aktorów. Genialnego J.K.Simmonsa i młodego, utalentowanego Miles'a Tellera. Panowie idealnie oddali wzajemną niechęć, ale i podziw do siebie. To starcie testosteronu, wzajemne skakanie sobie do gardeł i ukryta złość perfekcyjnie zostały oddane w scenie końcowej.
Polecam!
Moja ocena: 8/10
Ostrzę sobie zęby na ten film, słyszałem dużo dobrego...
OdpowiedzUsuń