Usłyszałam sporo dobrego na temat nowego filmu Hansa Pettera Molanda. Reżysera, którego PEWIEN DŻENTELMEN swego czasu rozbawił mnie do łez. Nie musiałam się zbyt wiele w sobie zbierać, by ostatecznie sięgnąć po ten tytuł. Z ciekawością zasiadłam przed ekran licząc na zabawę, która dorówna PEWNEMU DŻENTELMENOWI. Niestety nierówny poziom filmu sprawił, że nie do końca był to satysfakcjonujący seans. W moim odczuciu, potencjał scenariusza nie został w pełni wykorzystany.
W przypadku OBYWATELA ROKU mamy do czynienia z klasycznym motywem zemsty, który dla odmiany zadomowił się w zimnej, śnieżnej i depresyjnej Norwegii. Wokół monotonia, przewidywalność i pozbawieni entuzjazmu bohaterowie. Kiedy Nilsowi mafia zabija syna, ten w odwecie postanawia pomścić jego krzywdę. Wplątuje się więc w ciąg dość absurdalnych zdarzeń i wielkiego ryzyka. Ten niespotykanie spokojny człowiek, skromny i ułożony obywatel małomiasteczkowej społeczności będzie musiał zmierzyć się z licznym i niebezpiecznym przeciwnikiem.
Moland podszedł do kina zemsty, które ostatnio dość często króluje na naszych ekranach, w dość schematyczny sposób. Obraz nie wyróżnia się niczym na tle wielu podobnych filmów, od ostatniego Johna Wicka zaczynając na chociażby Harrym Brownie kończąc. Na szczęście wspomniany schematyzm został złamany zabawnymi dialogami i czarnych humorem. Polecam scenę końcową, która jest swoistą wisienką na torcie.
Scenariusz naszpikowany jest również gorzkimi przytykami wobec Norwegów i Norwegii. Bohaterowie dosadnie lub cynicznie zarzucają państwu zbyt dużą tolerancję i pobłażliwość wobec przestępców. Norwegia jawi się tutaj, jako kraj, w którym socjal przybiera znamion groteski, a pod przykrywką liberalizmu i tolerancji kryje się głęboko skrywana ksenofobia i nacjonalizm. Sami gangsterzy wydają się być bardzo dziecinni. Infantylne pseudonimy, pozoranctwo i skrywanie emocji pod płaszczykiem męskości, która w tym "zawodzie" jest wręcz koniecznością.
Scenariusz naszpikowany jest również gorzkimi przytykami wobec Norwegów i Norwegii. Bohaterowie dosadnie lub cynicznie zarzucają państwu zbyt dużą tolerancję i pobłażliwość wobec przestępców. Norwegia jawi się tutaj, jako kraj, w którym socjal przybiera znamion groteski, a pod przykrywką liberalizmu i tolerancji kryje się głęboko skrywana ksenofobia i nacjonalizm. Sami gangsterzy wydają się być bardzo dziecinni. Infantylne pseudonimy, pozoranctwo i skrywanie emocji pod płaszczykiem męskości, która w tym "zawodzie" jest wręcz koniecznością.
Uroku obrazowi dodaje śmietanka skandynawskich aktorów. Zmęczyło mnie jednak wkradające się znużenie. Pytanie, czy jest to błąd w sztuce, czy efekt zamierzony? Aura filmu jest bowiem równie ospała, co niedźwiedź wybudzający się ze snu zimowego. Nudne, białe pola. Ograniczone wyłącznie horyzontem krajobrazy, które z dnia na dzień powodują jeszcze większe przygnębienie. Mimo wspomnianego motywu zemsty, film ten nie powala energią i zjawiskową akcją. OBYWATEL ROKU nie jest może filmem wybitnym, poprzedni Molanda o wiele bardziej mi się podobał, jednak zastosowany miszmasz gatunkowy - komedii z kinem gangsterskim, sprawił, że całkiem przyzwoicie się bawiłam.
Moja ocena: 7/10 [ale to taka podciągana siódemka]
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))